Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/71

Ta strona została przepisana.

żych brygantyn, po których biegali ludzie, wciągając nowe żagle, mocując liny i czyszcząc wyglądające z wyziorów burtowych paszcze armat.
Baron zaczął mówić:
— Jeżeli waszmość nie odmieniłeś myśli swoich, aby służyć ojczyźnie tam, gdzie nikogo oprócz ciebie niema, to masz po temu sposobność! Rychtujemy właśnie okręty, aby wypłynąć na morze i Szwedom szkodzić. Otrzymałem wiadomość, że lada dzień galjony Gustawa-Adolfa wypłyną ku brzegom Estonji, aby rzucić materjały wojenne i wojska do Inflant, Kurlandji i Prus. Zamierzamy zagrodzić im drogę i, chociaż z całą armatą królewską walczyć nie zdołamy, coś-niecoś urwać z niej możemy. Jak o tem myślisz, rycerzu?
— W sprawie pro patria, powtarzam, zawsze sekundować jestem ochotny! — zawołał pan Haraburda.
— Gut! — zakrzyknął baron. — Wtedy rychło zgotuj się, waść, do drogi, a o nadobną małżonkę bądź spokojny, bo, pamiętaj, że prędzej cała Filsanda i mój kasztel runą do morza, niźli jej włos z głowy spadnie! Przysięgam to na cienie moich zamordowanych dzieci!
Baron podniósł rękę ku niebu.
— Rzekłeś, mości baronie, i przysiędze twej wierzę, bo straszna była! — szepnął rycerz. — Idę teraz do drogi się sporządzić...
Nie słyszał pan Haraburda, że po jego odejściu baron Palen szeptał do mistrza Juljusa:
— Ja mu przechowam żonę, jakom przysiągł, ale za to on posłuży zacnie naszej sprawie i ręką polską pogrąży Zygmunta w oczach tych, którzy mu w Szwe-