Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/77

Ta strona została przepisana.

lację o przebiegu pławby, nie słuchał jego pochwal i słów pochlebnych, bo pobiegł do żony, stęskniony i niespokojny o swoją najsłodszą Wandkę.
Nie widział więc pan Władysław, że z głębokiego rumu jednego z okrętów wyprowadzano uwięzionych tam szwedzkich majtków i starego jegomościa z oczami związanemi paskami płótna i wrzucono do lochów zamkowych. Służba wyładowywała zdobyte okręty i znosiła towary do składów, ukrytych za wystającemi skałami. Nie wiedział rycerz, jeszcze niedawno walczący pod buławą Żółkiewskiego, wiernego ojczyźnie hetmana-męczennika, że wtedy, gdy rozpowiadał żonie o swoich przygodach na morzu, we wspaniałej sali biesiadnej, ozdobionej rogami, skórami dzikich zwierząt i bronią łowiecką, przy długim stole siedział baron Palen w otoczeniu gości i starego szypra z „Dumnej Filsandy“.
Szyper ze wszystkiemi szczegółami opowiadał o ryzie kaperskiej i o tem, jak uczył się rzemiosła żeglarskiego młody rycerz.
— Oddałbym połowę swojej fortuny, żeby ten wojak na naszą przeszedł stronę! — z westchnieniem rzekł baron.
— Taki nie przejdzie, — odpowiedział Julius Arrenius — bo to wierny Polak!
— Wiem to, — kiwnął głową Palen — ale boli mnie to, że tacy ludzie muszą zginąć przez króla Zygmunta! No, ale to ich sprawa, nie nasza!
Podniósł swój kubek i już wesołym głosem wykrzyknął:
— Za zdrowie i szczęście najjaśniejszego pana, króla Gustawa-Adolfa!