Cisza panowała w zamku na Filsandzie. Brygantyny bezczynnie stały na kotwicach, kołysząc się na małych falach, wbiegających do zatoki. Łańcuch, zamykający wejście do niej, oddawna się nie zwijał na duże drewniane kołowroty.
Umilkły odgłosy hucznych uczt, dźwięki lutni i śpiewów nie rozlegały się w komnatach.
Zamek zaczaił się w swem kamiennem gnieździe.
Pan Haraburda od Wojtka Kubali wiedział, że Gustaw-Adolf, prowadzący układy z Krzysztofem Radziwiłłem, aczkolwiek zwycięski, chciał króla Zygmunta do trwałego pokoju i zrzeczenia się praw do korony szwedzkiej skłonić.
Gotów więc był zwycięzca od zdobyczy swoich odstąpić i z Polską w zgodzie żyć, aby nie miał potrzeby korony swej przed niespokojnym i zawistnym krewniakiem bronić i oglądać się nań wtedy, gdy po najpotężniejsze w Europie berło cesarskie rękę wyciągnie.
Układy z hetmanem ciągnęły się długo, bo król, w Warszawie przebywający, nie kwapił się odpisywać na poufne doniesienia Radziwiłła, zwlekał lub krętackie posyłał odpowiedzi.