Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem pan Kobierzycki szybko się przebrał i, dowiedziawszy się, że domownicy są już przy śniadaniu, zeszedł do jadalnej sali.
Przy stole siedziało kilkanaście osób, bo we dworze Kobierzyckich znaleźli schronisko uciekinierzy z Warszawy i okolic, gdzie spodziewano się rychłych starć wojennych. Wśród gości przebywały też we dworze pani Truszkowska z córką Juljanną.
Towarzystwo spożywało śniadanie w pośpiechu, gdyż wszyscy musieli iść do pracy.
Panie — szyć bieliznę dla wojska, dziergać szarpie, robić na drutach ciepłe pończochy, szaliki, rękawice dla żołnierzy; młodzież miała rozkaz stawić się do Sieradza na ćwiczenie wojskowe, do patrolowania po drogach i przy składach aprowizacyjnych, a starsi — przejść co rychlej do salonu na omawianie bieżącej chwili, która wszystkich dręczyła niepewnością i, co było najcięższem, — tajemnicą, okrywającą zamiary dyktatora i rządu.
Pan Józef Kobierzycki mówił właśnie o tem, że spotkany w Łasku urzędnik przy izbie poselskiej, pan Wincenty Łoś, zwierzył się przed nim i opowiadał o troskach marszałka, pana Władysława Ostrowskiego.
Wiadomości, zebrane przez dziedzica, nie były pocieszające, więc niepokój ogarnął obecnych.
To widząc, pan Józef wychylił kubek gorącego mleka, odchrząknął i rzekł:
— Nie trzeba się trwożyć, moi państwo, jeżeli zjedzie tu komisja śledcza lub wojskowa, przywiozłem