Gadając do siebie, nakładał jakieś smarowidła, stawiał pijawki za uchem i na skroniach, bo jak mówił:
— Il faut[1] odciągnąć krew, która się zwarzyła.
Więc „odciągnął“ krew, obandażował głowę, kazał śniegiem okładać czoło, a później wyjął ze szkatuły dużą butlę i rzekł:
— Dobry „dekokt“![2] Tysiąc grenadjerów de l’Empereur[3] Napoleon wyleczyłem!...
Pomacawszy rannemu puls i przyłożywszy ucho do piersi, uśmiechnął się i mruknął wesoło:
— Très bien[4] serce comme[5] miech kowalski... Très bien!
Zaśmiał się już zupełnie wesoło i, zwracając się do Juljanny, szepnął z domyślnym uśmiechem:
— Courage, mademoiselle![6]
Zadowolony z siebie poszedł do domku rządcy, bo wiedział, że dostanie tam uczciwą szklanicę miodu, czy węgrzyna, za którym przepadał cyrulik, zmuszony pić tylko pokryjomu, gdyż magnifika mośju Feranda słynęła z chyżości języka i wartkości dłoni, karcącej lekkomyślnego męża za byle jakie przewinienie.
Przy obiedzie pani Truszkowska musiała opowiadać o spotkaniu i znajomości córki swej z Lisem, ulubio-