godną „gorączką“ jednego z żołnierzy, patrolujących na szosie.
List generała Dwernickiego nadszedł był właśnie wtedy, kiedy ranny młodzieniec, po czterech dniach zmagania się ze śmiercią, do przytomności powrócił i mowę odzyskał.
Ujrzawszy nad sobą wzruszoną, spłakaną i przybladłą twarz panienki, drgnął, słabemi, drżącemi rękami oczy przetarł, spojrzał znowu i nagle krzyknął:
— Juljanno!... panno... Juljanno!...
Nic już więcej mówić nie mógł, bo szlochać zaczął, jak bezradne, skrzywdzone dziecko i ustami poruszać cicho, tak cicho, że tylko Juljanna posłyszała urwane słowa modlitwy, tego „Ojcze nasz“, co go sama niegdyś nauczyła.
Młodość, potężne siły i miłość miały lepszy skutek niż wszystkie dekokty cyrulika.
Chłopak szybko powracał do zdrowia, tylko słabość nie opuszczała go i gwałtowne bóle głowy dolegały mu jeszcze.
Jednak Francuz miał i na te przypadłości wypróbowane leki, więc poił pacjenta coraz to nowemi ziołami, bańki i pijawki przystawiał i raz nawet „krew otwierał“.
Skuteczne to były zabiegi, bo po tygodniu Lis już siedział na tapczanie i, obłożony poduszkami, opowiadał szczegółowo o swej ucieczce z Petersburga i o przygodach w drodze do Pyszkowa.
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.