Lis znalazł Dwernickiego na Pradze, gdzie generał robił właśnie przegląd nowych szwadronów strzelców konnych oraz ułanów 1, 2 i 4-go pułków.
Dwernicki spotkał młodego oficera życzliwie i, wysłuchawszy raportu, kazał pokazać mu bliznę, ukrytą pod opaską.
— Tfu! do stu kartaczy! — zaklął. — A to cię, poruczniku, uraczyli! I to we własnej ojczyźnie, na wielkiej drodze?... No, no! Suponuję, że z taką dziurą długo nie będziesz mógł siedzieć na koniu?
— Gdzież tam, panie generale! — zaprzeczył Lis. — Zdrów jestem, a o dziurze owej na kulbace rychło zapomniałem. Spieszno mi już do polskiego munduru ułańskiego i do szeregów!
Dwernicki uśmiechnął się wesoło i rzekł:
— Ochoczy jesteś, kawalerze, do wojenki! Strach mię jednak bierze, że ochota niebawem odpadnie nam wszystkim, jeżeli tak dalej pójdzie... Wojna nie wojna, psia ich mać! Tu wybiegać naprzód co rychlej należy, a my drepczemy na miejscu, krzątamy się, niby skrzętna gospodyni, gości wyczekująca...