— Dziw nad dziwy, że książę Radziwiłł nie oddał cię, poruczniku, pod sąd za uchybienie służbowe... ale... mimo wszystko, dobrze się stało! Niech wie, co o nim myślą oficerowie linjowi, bo nikt mu prawdy w oczy nie rznie... Pozostawię ciebie, poruczniku, przy naszym sztabie, jako oficera ordynansowego.
Lis podziękował mu i prosił, aby go jednak nie trzymano bez roboty.
— Skoroś taki ochoczy, to przejrzyj sobie uważnie tę mapę!
Porucznik zbadał mapę. Wszystko było w porządku, tylko w jednem miejscu naprzeciwko pozycyj polskich widniał wielki znak zapytania, nakreślony czerwonym ołówkiem.
Spostrzegłszy to, Lis zbliżył się do adjutanta i wskazał palcem to miejsce na mapie.
— Otóż to! — kiwnął głową Ździechowski. — Sztab nie posiada żadnych informacyj o siłach Moskali na tym odcinku. Mamy rozkaz zrobić tam głęboki wywiad. Weźno, poruczniku, pięciu ułanów ze szwadronu rezerwowego i ruszaj w podjazd!
— Rozkaz! — odparł Lis służbowo i szybko opuścił kancelarję.
Kazawszy ułanom konie kulbaczyć, poszedł raz jeszcze obejrzeć mapę, aby dobrze utrwalić sobie w pamięci ogólną sytuację.
Długo myślał nad tem, jak ma poprowadzić podjazd w miejscowości nieoświetlonej i niezbadanej dotąd przez wywiad.
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.