Na szczęście, ku Puszczy zbliżała się partja pułkownika Samuela Różyckiego, który przed tygodniem otoczył był i wziął do niewoli bataljon piechoty rosyjskiej i duży, obficie zaopatrzony tabor.
Różycki robił dywersję i głęboki wywiad, a, że przebiegły był to człek, więc straszył moskali, rozpuszczając wieści, że za nim ciągnie na Litwę liczny korpus gen. Ramorino.
Rozen dał się złapać na ten fortel, wstrzymał ruch generałów, biorących udział w pościgu, a, nie rozumiejąc istotnych zamiarów Dembińskiego, zostawił otwartym zachodni wylot Puszczy, zajmując natomiast silne pozycje koło Kamieńca Litewskiego i ściągając tu wszystkie siły.
Tego dnia Lis był wysłany na podjazd z poleceniem znalezienia „jakiejś szpary“, przez którą możnaby było wydostać się z Puszczy, gdyż Dembiński ani o Różyckim, ani o cofnięciu się Rozena nic jeszcze nie wiedział.
Porucznik z półszwadronem ułanów doszedł do Narewki i ze znacznej odległości spostrzegł nagle jakichś jeźdźców, wyłaniających się z boru.
Już zamierzał zaatakować ich, gdy Skotnicki klasnął w ręce i krzyknął:
— Na miły Bóg! Wszak to ułany Ramorino! Poznaję ich!
Istotnie były to patrole Różyckiego.
Połączenie obydwóch oddziałów nastąpiło w Orli, skąd Lis wyruszył na nowy podjazd.
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.