z hrabiami Moszyńskimi i Wielopolskimi, a niezamożny, więc ponad miarę ambitny i o karjerę swoją zazdrosny.
Sejm, rząd, delegacje wojska i tłumy mieszkańców witały go pieśnią „Jeszcze Polska nie zginęła“, spotykały sercem szczerem, pełnem zachwytu i wiary, że, skoro on z matni wyprowadził tych wojowników zbiedzonych, przywiódł zdobyczne tabory i jeńców tłum, — zaiste — Polska jeszcze nie zginęła.
Dembiński czuł tę ufność i nadzieję, pokładaną w nim, i już snuł plany śmiałe, wspaniałe, ale niebezpieczne dla sprawy w tej chwili ponurej, przerażającej, gdyż feldmarszałek rosyjski Paskiewicz zajął już był Łowicz i ze ścisłością wyznaczył dzień, w którym zamierzał zadać cios ostateczny sprawiedliwej sprawie polskiej.
Wojsko, wiwatując, wchodziło tymczasem do Warszawy.
Tysiączne tłumy witały je gorąco i radośnie.
— „Jeszcze Polska nie zginęła!“
Porucznik po rozkwaterowaniu wojska szybko podążył do kancelarji Komisji Wojny, gdzie przyjaciel jego, porucznik Skotnicki, miał znajomych.
Otrzymał on był zlecenie swego sztabu, wystarać się o umundurowanie i uzbrojenie dla oddziału Dembińskiego.
Jednocześnie zamierzał o wszystkiem się dowiedzieć i prawdzie w oczy śmiało zajrzeć.
W Komisji Wojny powiedziano mu krótko:
— Nadziei znikąd niema...
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.