W takiej ponurej świadomości niebytu wszystkiego, do czego rwała się dusza jego młoda, opromieniona wielką ofiarnością, wiarą w niezwalczony poryw ludu i troską o losy kraju, żył już oddawna Władysław Lis.
Stało się jakoś nagle zadziwiająco szybko i niespostrzeżenie, że zapadła niewidzialna zasłona — nieprzenikniona, przedzielająca od teraźniejszości przeszłość jego.
Życie w korpusie, myśli i przekonania, wpajane mu przez moskali, nieoczekiwana łaska cara, wszystko to oddawna nagle się urwało, znikło i zostało zapomniane.
Do jego życia wtargnęła Juljanna, złotowłosa, pogodna, słodka dziewczyna, przemówiła do niego — zbłąkanego i samotnego, głosem ziemi ojczystej, wspomnieniami, które leżały bezsilne, uśpione w tajnikach jego mózgu, w krążącej w mocnem ciele krwi. Wybuchnęły z siłą i namiętnością ukryte potęgi, odziedziczone po przodkach: gorące umiłowanie ziemi rycerza kniaziowego — Wańka z Lisowa; ofiarne bohaterstwo i nawyknienia bojowe grunwaldczyka — Jaksy Lisa z Targowiska, bujność i zuchwałość Batorowych „oszajców“[1] kresowych, i — oddzieliły dzieciństwo i pierwsze lata młodości od nieznanego jutra murem wysokim.
Poszedł śmiało na spotkanie nowego świtu, rozpoczynając życie nieznane.
- ↑ Kolonistów.