Porwał w objęcia Juljannę, zalaną łzami i smutną, tulił ją do piersi i szeptał:
— Wszystko stać się może... luba gołąbko moja, serdeńko złote! więc nie płacz tedy, nie rozpaczaj... a, pomnij, że ja wolność ci daję i od przysięgi zwalniam w godzinę śmierci mojej...
Juljanna podniosła na niego oczy zapłakane i strwożone. Złe przeczucie, jak zmora senna, dotknęło jej serca zimnemi szponami i ścisnęło boleśnie.
Trwało to jedną chwilę, krótką, jak mgnienie oka.
Uspokoiła się nagle i, podnosząc rękę nad głową, rzekła cicho, powolnie wymawiając słowo po słowie:
— Ślubuję ci miłość i wierność w radości i w męce, w doli i niedoli, na życie i na śmierć!
Raz jeszcze przytulili się do siebie, złączyli ręce i usta...
Lis, brzęcząc pałaszem, zbiegł ze schodów i, nie oglądając się więcej, popędził ku koszarom.