Groźny wróg zbliżał się do stolicy.
Już sztab bez wodza naczelnego z Bolimowa przeniósł się do Ołtarzewa; stoczono krótką walkę z moskalami w okolicach Szymanowa; a tymczasem w Warszawie kotłowało się coraz bardziej.
Towarzystwo Patrjotyczne, podjudzane przez Czyńskiego, księdza Puławskiego, Płużańskiego i Krępowieckiego, robiło hałas, domagając się ustąpienia rządu i wyznaczenia sądu nad zdrajcami.
W kołach, spokojnie i trzeźwo myślących, budziło to obawy i oburzenie, szczególnie zaś wnosiły zamęt ogniste mowy księdza Puławskiego, tego ducha niespokojnego, krzykliwego i nie cieszącego się szacunkiem duchowieństwa i ogółu.
Jan Czyński nawoływał do gwałtownych, rewolucyjnych wystąpień, które do reszty krzyżowały plany księcia Adama Czartoryskiego, ponieważ mieszczański rząd Francji z trwogą przyglądał się rozwojowi skrajnych kierunków myśli polskiej, wyjątkowo niebezpiecznych w dobie wojny, gdy nie trudno było o wciągnięcie wojska do zaburzeń ulicznych.