Przebiegły Krukowiecki zacierał ręce i zrobił ostatnie posunięcie, naciskając przez Lelewela, Małachowskiego, Nabielaka i członków Towarzystwa Patrjotycznego na posłów sejmowych.
Został obrany prezesem rządu.
Wszystko to stało się w ciągu dwóch dni po zaburzeniach w Warszawie.
Lis, wypadłszy z domu państwa Kobierzyckich, biegł ku swoim koszarom, lecz znalazł tu jeden tylko szwadron, gdyż sztab korpusu przeniósł się nagle do Ołtarzewa na rozkaz przebywającego tam od kilku dni generała Dembińskiego.
Popędził więc tam za swoim oddziałem. Cieszył się, że Dembiński wkrótce rozpocznie atak na moskali, którzy pozostawali w bezczynności.
Nie wiedział Lis, że Paskiewicz, powiadomiony o wypadkach warszawskich, oczekiwał rychłego rozprzężenia armji polskiej i, oszczędzając ludzi, zwlekał z ofenzywą.
Porucznik wkrótce posłyszał od kapitana Jasiuka, przydzielonego do sztabu, o wypadkach groźnych.
W tajemnicy opowiedział mu wzburzony kapitan:
— Na nic się nie zda Dembiński, bracie! Zaczyna on nie od wojny, lecz od waśni i zamachu. Słyszałem naradę jego z panami Wielopolskim, Czartoryskim, Garbińskim i Nakwaskim. Horrendum powiadam ci! Szalone myśli błąkają się po głowie naszemu generałowi!
— Mów śmiało, nikomu nie powtórzę, — rzekł Lis, zaciskając zęby.
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.