ją „uszczęśliwić“ rozbiorem raczyli trzej najwięksi, „najszlachetniejsi“ monarchowie, pomazańcy Boży.
— Ojciec mój był człowiekiem sprawiedliwym, a przecież do buntu przystał? — zadał sobie pytanie Lis. — Musiał wiedzieć, że postąpił, tak, jak należało. Matkę carscy generałowie wypędzili z własnej siedziby i oddali ziemię i dom, do niej należące, Fersenowi, temu, który bunt zwalczał i ojca mego zgładził. Ojciec zginął, o matce nikt nic nie wiedział... a mnie samego karmiono w kuchni... kazano spać z lokajczykiem Griszką w tym samym domu, domu Lisów, gdzie przebywał wróg rodziny — stary, surowy Fersen!... Fersen to — zwykły sługa... sługa carycy, czy cara... Oni to kazali mu zagarnąć własność Lisów i oddali ją temu, którego żołnierze zamordowali ojca mego — Ignacego. Być może, że ci sami żołdacy carscy uśmiercili matkę moją... niewiastę świętą, jak ją nazywał ojciec Fedorczuka... Polska miała jakichś tam królów swoich, teraz oto rządzi nią brat carski, Konstanty... Może tak samo, jak Fersen rządził posiadłościami Lisów?... Do djabła rogatego! — żachnął się młodzieniec. — A ja, jak pies patrzyłem w oczy cara i, gdy obdarzył mnie łaską swoją, z trudem powstrzymałem się, aby nie paść mu do nóg... Tfu!!
Lis splunął i zatrzymał się, szukając słów, aby zakląć jak najstraszliwiej. Nagle podniósł głowę i jął nadsłuchiwać.
Doszedł go wyraźnie ciężki, rozpaczliwy, męski szloch.
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.