cudzoziemcy o przyjęciu w pałacu potentata północnego imperjum i jakie dla niego żywią uczucia.
Adjutant przeprowadził Lisa przez wszystkie sale, aż weszli do bufetu.
Była to długa galerja, zatłoczona gośćmi, z obrzydliwą chciwością walczącymi o miejsce przy stołach, które uginały się pod ciężarem półmisków z jadłem i naczyń z napojami.
— Chcę się trącić z tobą kieliszkiem! — rzekł do Lisa adjutant, uśmiechając się przyjaźnie. — Gdy będziesz pełnił służbę przy najjaśniejszym panu, staniemy się najbliższymi współpracownikami, więc musimy żyć w przyjaźni, aby ręka rękę myła!
Zaśmiał się głośno i, trącając się szklanką, zawołał:
— Bądź zdrów, Lisie, czego ci życzy twój przyszły kamrat, rotmistrz hrabia Fersen!
Szklanka z brzękiem wypadła z rąk młodzieńca.
— Co się stało? — spytał oficer.
— Nic... nic!... wyślizgnęło mi się z rąk szkło... — wybełkotał Lis, lecz natychmiast opanował wzruszenie i dodał: — W korpusie nie bardzo uczono nas, jak się należy trącać i pić!
Zaśmiał się zupełnie już nieprzymuszenie, a nawet wesoło.
— Czy to ojciec pana rotmistrza posiada majątek na Inflantach? — spytał po chwili Lis, popijając wino i robiąc obojętną minę, chociaż serce waliło mu coraz silniej.
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.