— Eh, nic! Miałem przykre spotkanie, które popsuło mi humor, bo właśnie piłem na „ty“ z adjutantem najjaśniejszego pana.
— Z którym? Może z hrabią Pahlenem? — pytali kadeci.
— Nie! Z hrabią Fersenem... — od niechcenia mruknął Lis i zaczął wciągać rękawiczkę.
— Z kim piłeś? — spytał Fedorczuk, podchodząc do niego.
— Z Fersenem. Jest to młodszy syn starego hrabiego, zwycięzcy z pod Maciejowic — syknął z nienawiścią w głosie kadet.
— Hm... — zamruczał Fedorczuk.
Orkiestra wojskowa zagrała poloneza.
Mikołaj, prowadząc za rękę cesarzową, poprzedzany przez marszałka dworu, szedł w pierwszej parze.
Do kadetów pawłowskiego korpusu podbiegł oficer pułku preobrażeńskiego i krzyknął:
— Zapraszać panie, siedzące na sali! Biegiem! biegiem!
Kadeci ruszyli tłumnie niby do ataku, lecz w tej chwili przypadł do nich rotmistrz kirasjerów z niebieską kokardą wodzireja na ramieniu i spytał zdyszanym głosem:
— Gdzie tu jest kadet Lis?
Chłopiec stanął przed nim.
— Proszę iść za mną! — rzekł oficer.
Po chwili Lis pochylał się już w ukłonie przed panienką, którą spostrzegł podczas defilady orszaku cesarskiego.
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.