Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Trębacz cesarski.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.




Rozdział VI.
W ziemi ojczystej.

Na brzegu zamarzniętego jeziora Świteź pod wieczór zatrzymał się mały oddziałek rosyjski i zaczął się przygotowywać do noclegu.
Żołnierze, ustawiwszy karabiny w „kozły“, ochoczo rąbali gałęzie, cienkie brzezinki i olszyny, klecąc szałasy. Na przysypanym śniegiem pniu siedziało dwóch oficerów.
Jeden z nich, stary kapitan o siwej brodzie i twarzy tatarskiej raz po raz pociągał z manierki wódkę i mówił do towarzysza, tęgiego, rosłego porucznika, łakomie spoglądającego na coraz bardziej przechylane naczynie.
— Tak to, mój miły Owsienko, znowu wojenkę robimy! Musimy się postarać i nie oszczędzać buntowników, bo pułkownik Bartolomei nie żartuje. Wydał on rozkaz, aby porządek był na trakcie z Mińska do Grodna, bo tędy wojsko przejdzie i tabory pociągną. Na szosie huzary będą patrolowali, a my tu po bocznych drogach, aby jakaś wataha powstańcza nieporządków i hałasów nie wszczynała.