regularnym, jagiellońskim, o cerze różowej, delikatnej, o ustach wązkich, panieńskich, o ruchach dystyngowanych, pełnych szlachetnej powagi, choć nie pozbawionych i pewnej zamaszystości (jak się tego pozwala domyślać portret królewicza, zachowany w kościele parafialnym, niegdyś kolegiackim, w Krośnie). Cała postać odznaczała się niezmierną słodyczą i wdziękiem: na uduchowionem obliczu malował się wyraz zadumy, oczy zaś, płonące egzaltacyą, patrzyły w jakąś dal niezmierną, w której zdawały się dostrzegać przeciągające korowody Świętych i Cherubinów.
Urodzony »z brzaskiem jutrzenki« dnia 3 października 1458 roku na zamku królewskim w Krakowie, aż do dziewiątego roku chował się pod okiem matki, której »piękne cnoty domowe i rozważny umysł« tak wielki wywierały wpływ na całe otoczenie dworskie. W r. 1467 powierzył go ojciec pedagogicznej pieczy Jana Długosza, kanonika krakowskiego, człowieka znanej religijności i prawości, gorącego patryoty, niezrównanego znawcy dziejów ojczystych. Pod jego światłym kierunkiem, przeważnie w Krakowie, a podczas miesięcy letnich w Tyńcu, w zamku niepołomickim, kształcił się młody Kazimierz pospołu ze swym starszym i młodszymi braćmi, a że, jak zapewnia Długosz, był »młodzieńcem szlachetnym, rzadkich zdolności« i pilności, więc pojąc się z tak czystego i hojnego źródła, »we wszystkie cnoty rósł, i jako dobra a bujna ziemia, rodzaj dawał nie tylko trzydziesty, ale i setny«. W miarę, jak podrastał, rozwijał się umysłowo, a najwyżej ceniony przez swego dostojnego nauczyciela, równie biegle wysławiał się po łacinie, jak po polsku, łaciną posługując się w rozmowach np. z dygnitarzami kościelnymi, a polszczyzną, gdy był z ojcem lub braćmi. Wszyscy podziwiali w nim »niepospolitą naukę«, a gdy go w r. 1471 zaproszono na tron węgierski, »wielu doradców korony — według relacyi Długosza — jak najsilniej za tem przemawiało, aby takiego raczej dla ojczystej ziemi zachować, niż go oddawać obcym«. Mimo to, odprowadzony przez ojca aż do Sącza, wyruszył 13-letni królewicz w świetnym orszaku do Węgier, niebawem jednak, nie mogąc wytrzymać współzawodnictwa z potężnym Maciejem węgierskim, wrócił »ze smutkiem i wstydem« do Dobczyc, gdzie przebywając przez czas dłuższy, zniechęcony i ukoporzony, nie pokazywał się nawet w Krakowie. W takim nastroju wrócił do przerwanych studyów... Ukoń-
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/10
Ta strona została przepisana.