znowu Nowakowski, tak dalece, że go «niemal powszechnie uważano, jako godnego następcę jednego z największych artystów sceny polskiej, Alojzego Żółkowskiego». Sztuki tego rodzaju, do których jeszcze dodać należy Szkołę starców Kazimierza Delavigne'a, «przeważały w pieniężnym wpływie wszelkie wystawy Atalii, Horacyuszów lub Cynny, a nawet romantycznych Makbetów». Z tego nawet mogli się cieszyć romantycy!... Mimo to, nawet i oni musieli przyznać, że największem powodzeniem kasowem cieszyły się sztuki, z prawdziwą sztuką mające niewiele wspólnego. Gdy na afiszach figurowały wodewile tego rodzaju jak Trzydzieści lat czyli Życie szulera, Szkoda wąsów, Kontusz i żupan lub wielce niewykwintny Chłop milionowy, (grany kilkadziesiąt razy przy zapełnionej widowni, mogącej pomieścić przeszło 1100 osób) w kasie brakło biletów. Gust publiczności, nie zbyt wybredny widocznie, wolał farsy, aniżeli poważne komedye, nie mówiąc już o tragedyach. Że tak było istotnie, dowodziły podobne przedstawienia, jak występy «uczonego psa Fido» lub «małpy Żoko», wywołujące w teatrze narodowym «dziwne publiczności rozczulenie».
Tem się tłómaczy, że założony świeżo Teatr Rozmaitości, w którym grywano wyłącznie farsy lub operetki, zaczął w krótkim przeciągu czasu Teatrowi Narodowemu czynić poważną konkurencyę, (jak dzisiejszy teatr Mały — Wielkiemu i Rozmaitościom). Filisterska część ludności, lubiąca się w teatrze przedewszystkiem śmiać, miała więcej sposobności po temu w Teatrze Rozmaitości, którego dyrektorem był Kudlicz, aniżeli w poważnej «świątyni» Osińskiego (o ile w niej nie dawała przedstawień trupa francuska, od dwóch lat bawiąca w Warszawie). Jeżeli chodzi o Osińskiego, to ten musiał nie bardzo cieszyć się z powodzenia Rozmaitości, zwłaszcza odkąd w nich zaczęto grywać parodye sztuk, mających powodzenie na placu Krasińskich: kiedy, przedrwiwając grywane w Teatrze Narodowym Trzydzieści lat czyli Życie szulera, zaczęto dawać w Rozmaitościach Piętnaście lat czyli Życie lokaja; kiedy, w czasie przedstawień Chłopca milionowego, w Teatrze Rozmaitości dawano wybornego Chłopca studukatowego Słowaczyńskiego (nie Słowackiego, jak przypuszczali niektórzy).
Kwestya ta, o ile mogła drażnić Osińskiego, o tyle była obojętna Kurpińskiemu, jako dyrektorowi opery: na opery bowiem, choć były śpiewane nieszczególnie, uczęszczano chętnie.
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/106
Ta strona została przepisana.