wszystko, tak był olśniony i oszołomiony tym widokiem, że — jak sam opowiadał później — »anioł zstępujący z nieba w promieniach, nie mógłby nań wywrzeć silniejszego wrażenia«.
Ale król Hieronim, przenocowawszy w Nowogródku, puścił się w dalszą drogę, a wojska wciąż przeciągały przez miasteczko.
Wszyscy na północ! Rzekłbyś, że w onczas z wyraju
Za ptactwem i lud ruszył do naszego kraju,
Pędzony niepojętą, instynktową mocą.
Konie, ludzie, armaty, orły, dniem i nocą
Płyną; na niebie gorą tu i owdzie łuny,
Ziemia drży, słychać, biją stronami pioruny.
Wojna! Wojna! Nie było w Litwie kąta ziemi
Gdzieby jej huk nie doszedł...
O wiosno! Kto cię widział wtenczas w naszym kraju,
Pamiętna wiosno wojny, wiosno urodzaju!
O wiosno, kto cię widział, jak byłaś kwitnąca
Zbożami i trawami, a ludźmi błyszcząca,
Obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna!
Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna...
Urodzony w niewoli, okuty w powiciu,
Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu!
Lecz był to tylko świetny prolog do okropnej tragedyi: te niezliczone wojska, tak piękne i błyszczące, kiedy szły w tamtą stronę, miały po upływie kilku miesięcy wracać w zupełnem rozbiciu, zdziesiątkowane, zgłodniałe, skostniałe z zimna, wynędzniałe ze znużenia, plądrujące po opustoszałych domach z obłąkaniem w zapadłych oczach, z poodmrażanemi kończynami, z rozpaczą w duszy. Wszystko było stracone: z wielkiej armii wracały tylko szczątki; reszta zasłała śnieżne pola Rosyi, lub potonęła w nurtach Berezyny.
A Mickiewicz? On patrzał wylęknionemi oczyma, jak wracali ci rozbitkowie »niezwyciężonej« wielkiej armii, a do końca życia zapomnieć nie mógł wrażenia, jakie na nim uczynił jakiś wyższy oficer w świetnym mundurze, lśniącym od złota i haftów, który, zgłodniały i słaniający się na nogach, dopadłszy łojówki, chciwie ją ogryzł... Z wrażeń tej nieszczęsnej zimy, której śniegi i mrozy zważyły wszystkie nadzieje pokładane w Napoleonie, został poetyczny ślad w Konradzie Wallenrodzie: