poufałości, ze wszystkimi grzecznie obchodzić się muszę. Mam ludzi, co mię niby lubią, co mię malują, mizdżą się, przymilają. Cóż mi z tego, kiedy spokoju nie mam? Chyba, jak sobie wszystkie wasze wydobędę listy, otworzę widok króla Zygmunta (i Zamku, gdzie mieszkali rodzice Konstancyi), na pierścionek spojrzę... Uściskaj odemnie wszystkich moich kolegów. Daj buzi! Ja ciebie chyba razem z życiem, z rodzicami, chyba razem z nią kochać przestanę. Mój drogi, pisz do mnie, nawet pokaż jej ten list, jeżeli ci się zdaje... Jeżeli cię tak W... szczerze kocha, jak ja, to Konst... Nie mogę nawet nazwiska napisać; ręka moja niegodna... Ach, włosy sobie wyrywam, kiedy wspomnę, iż mogą o mnie zapomnieć!... Ze mnie dziś Otello! .. Mój portret, o którym ty i ja tylko mamy wiedzieć, podobniuteńki. Jeżelibyś myślał, że choć trochę przyjemności zrobi (Konstancyi), przez Schucha ci go przyślę«... Do listu tego dołączył Chopin jeszcze »bilecik« dla panny Gładkowskiej, który to liścik miał jej Matuszyński wręczyć osobiście... W tydzień później, nie otrzymawszy żadnej od przyjaciela swego odpowiedzi w tej kwestyi, pisał do niego Chopin, widocznie zaniepokojony tem milczeniem z jego strony, co następuje: »Najdroższa istoto! Masz, coś chciał! Odebrałeś list? Oddałeś?... Żałuję dziś tego, com zrobił. Rzuciłem promyk nadziei tam, gdzie tylko same ciemności i rozpacz widzę. Może ona zadrwi, może zażartuje? Może... Listu od ciebie nie mam! Rodzicom powiedz, żem wesół, że mi niczego nie brak, że się bawię paradnie, że nigdy sam nie jestem. Jej to samo powiedz, jeżeli będzie drwiła! Jeżeli zaś nie, to jej powiedź, żeby była spokojną, że się wszędzie nudzę... Pisz jak najwięcej. Piszesz, że wychodzisz z pułkiem. Jakże więc oddasz bilecik? Nie przesyłaj... Ostrożnie! Może rodzice... Możeby źle sądzono!«...
Upłynęło pół roku. Artysta, po 8-miesięcznym pobycie nad Dunajem, przeniósł się pod koniec sierpnia do Stuttgardu, ale i tam poszło za nim rzewne wspomnienie Konstancyi. Skołatany i rozstrojony ówczesnymi wypadkami politycznymi, o których się dowiadywał z dzienników, a jednocześnie pozbawiony wszelkich wiadomości z Warszawy, niespokojny o swoich najbliższych i... o nią, nie wiedząc, co się z nimi dzieje, czy zdrowi, czy żywi, dręczony najsroższą niepewnością, ile razy z tych szarpiących uczuć spowiadał się w swym dzienniku, zawsze mu obok postaci rodziców, sióstr i najserdeczniejszych
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/140
Ta strona została przepisana.