przyjaciół i jej ukochane widmo stawało przed załzawionemi oczyma. Wciąż myślał o niej, tęsknił za nią, niepokoił się o nią. Na bezbrzeżny smutek, tchnący z napisanej teraz właśnie żałosnej Etiudy C-moll, złożyła się w znacznej części także i myśl o tem »czułem stworzeniu«, od którego pierścionek nosił na palcu... »Co się z nią dzieje? gdzie jest? Biedna, może w ręku żołdackiem... Żołnierz ją dusi, morduje, zabija! Ach! Życie moje, ja tu sam! Chodź do mnie; otrę łzy twoje, zagoję rany teraźniejszości, przypominając przeszłość... Masz matkę? i taką złą... a ja mam taką dobrą... A może już wcale matki nie mam?« Dręczony tak rozpaczliwemi przywidzeniami, przyczem nieustannie troszczył się o swój błękitnooki »ideał«, miewał i takie czarne chwile, że wątpiąc o wszystkiem, zaczynał wątpić i o stałości Konstancyi... »Czy ona mnie kochała, czy tylko udawała? — to sęk do odgadnienia. Tak, nie tak, tak, nie tak, nie tak, palec w palec!... Kocha mnie? Kocha mnie pewno... Niech robi, co chce!«
W tak ponurym nastroju znalazł się Chopin w końcu września na paryskim bruku. Choć wpadł tu odrazu w wir życia artystycznego i muzycznego, a niebawem i emigracyjnego polskiego, choć go z początku oszołomiała atmosfera nadsekwańskiej stolicy, i choć do smutku i melancholii — zdawało się na pozór — nie miał najmniejszych przyczyn, to jednak nie mógł się opędzić napadom tęsknoty i żałości. Między innemi trapiło go to, że od niejakiego czasu absolutnie był pozbawiony wiadomości o Konstancyi. Zaczęło mu to dawać do myślenia, a tem samem przyprawiało o niepokój. W tem uczuciu pisał raz do Wojciechowskiego. »Ach, jakżebym chciał ciebie mieć przy sobie! Nie uwierzysz, jak mi smutno, że nie mam komu się wyjęczyć. Wiesz, jak łatwo zabiorę znajomość, wiesz, jak lubię towarzystwo ludzkie, więc też takich znajomości mam po uszy, ale z nikim, z nikim westchnąć nie mogę! Jestem zawsze, co się tyczy uczuć, w synkopach. Wesołym powierzchownie, szczególniej gdy się znajduję pomiędzy swoimi, ale wewnątrz coś mię morduje. Jakieś przeczucia niedobre, niepokój, złe sny, albo bezsenność, tęsknota, obojętność na wszystko, chęć życia, to znów chęć śmierci«.
Jeżeli owe niedobre przeczucia tyczyły się Konstancyi, to sprawdziły się prędzej znacznie, aniżeli biedny artysta nawet przypuszczał. Bo zaliż mógł podejrzewać, gdy dnia 25
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/141
Ta strona została przepisana.