zresztą, iżby znalazłszy się w jej położeniu, panna chciała czekać na człowieka, z którym nie była związaną żadnem słowem, a który, przy wrażliwości swego artystycznego i trzpiotowatego usposobienia, bardzo łatwo mógł zapomnieć o niej. A może nawet już zapomniał! W Paryżu miał aż nadto sposobności po temu...
Wszystko to, razem wzięte i rozważone, sprawiło, że panna Gładkowska, z zupełnie czystem sumieniem i nie robiąc sobie żadnych skrupułów z powodu Chopina, została dnia 31 stycznia 1832 roku panią Józefową Grabowską...
Swoją drogą Chopin, gdy mu o tym ślubie napisano do Paryża, nie przyjął wieści o nim obojętnie. Czy po otrzymaniu jej zdjął z palca pierścionek Konstancyi? Nie wiemy. Wiemy natomiast, że go cała ta sprawa ogromnie żywo obeszła, i że pod wpływem tego zawodu napisał muzykę do wiersza Witwickiego:
Muzykantów zaproszono,
Na godach śpiewałem,
Innego została żoną,
Ja zawsze kochałem.
Dziś dziewczęta mnie wyśmiały
Gorzko zapłakałem,
Próżnom wierny był i stały
Próżno pierścień dałem.
I został mu na dnie serca pewien osad rozgoryczenia, które odtąd, ile razy mówił o kobietach, prawie zawsze dawało się zauważyć w jego słowach. Rozumiał wprawdzie, że okoliczności aż nadto usprawiedliwiały postępek Konstancyi, że nie można się jej było dziwić ani poczytać za złe, jeśli w takich warunkach nie wahała się zostać panią Grabowską, lecz mimo to miał żal do niej, że »próżno wierny był i stały«. Upłynęło lat kilka, a żal ten, pomimo wszystkiego, co zaszło w tym okresie życia Chopina, odzywał się ciągle. Gdy raz, na przyjęciu u hrabiny Collin-Maillard, zagadnął go Albert Grzymała w kwestyi jego »ran sercowych«, o których wiedział cośkolwiek, miał mu podobno Chopin — w przeddzień poznania się z p. Sand — odpowiedzieć w te słowa: »Serce moje niezawodnie wyschło dzisiaj do głębi, ale był czas, że pełne ono było po brzegi skarbów uczucia. O, i ja kochałem, i jak kochałem! a choć nieraz opowiadałem ci o tem, dziś jeszcze,