na piramidzie
Odebrał list, tfu! że za mąż idzie.
Mimo to nie mógł zapomnieć o niej. Na śniegach Libanu, nad smętnemi wodami jeziora Genezaretańskiego, myślał o tej młodziutkiej Maryi, z którą niegdyś chodził po szwajcarskich górach, którą o zachodzącem słońcu widywał »od Alp na śniegach różowych różową«, z którą razem dumał na progu kaplicy Tella... Potem osiadł we Florencyi, ale i tam, gdziekolwiek się obrócił, wszędzie go ścigało wspomnienie Maryi. Oto dowód. Któregoś dnia pojechał w towarzystwie rodziny Józefa
Kiedy smutny nad Tella siedziałem jeziorem
Ty przyleciałaś do mnie, z dalekiej krainy,
Jak przywabiony gołąb białością smutnego
Ptaka na pustym domie... I długo nas ludzie
Widzieli nad jeziorem dumających razem,
Nie wiedząc, żeśmy w toniach błękitnych szukali
Gwiazdeczki szczęścia, bardzo dawno utraconej.
Nie wiem, czyś ją znalazła bezemnie, czy jeszcze
Smutną pod płaczącemi wierzbami zastaje
Biały księżyc... O moja miła siostro duszy, i t. d.
Pod ścianą ze skał i pod wieńcem borów,
Stoi cichości pełna i kolorów,
Tella kaplica. Jest próg tam na fali,
Gdzieśmy raz pierwszy przez usta zeznali,
Że się już dawno sercami kochamy.
I staję blady, i kreślę jej rysy,
I imię piszą na piasku wilgotnym.