obrazów twórcy Sykstyńskiej Madonny... Jak w ósmym roku życia się zapalał do poetycznych piękności Iliady, do bohaterstwa i dzielności wielkich Greków i Rzymian, o których czytał w »żywotach« Plutarcha, jak był dość inteligentny na to, ażeby, nie mając lat 10 skończonych, rozumieć maksymy moralne Rochefoucaulda, podobnie i teraz, przesiadując w »malarni« wuja, zapalał się do poetyczności obrazów i życia nieśmiertelnego mistrza z Urbino, (którego główniejsze dzieła pewno mu »Fil« pokazywał w litografowanych lub rytych na miedzi reprodukcyach). Wogóle, pod względem przedwczesności rozwoju władz umysłowych, było to dziecko fenomenalne; ów zaś »płomień gorączkowy, przedwcześnie zapalony« w jego czarnych oczach, które się wydawały o tyle większe, że odbite od delikatnej niesłychanie, bladej cery, gorzał wtedy najsilniej, gdy dziecko przebywało »w ciemnej malarni wileńskiej« swego wuja, kiedy pod wpływem jego opowiadań o Rafaelu, »czuło jakiś niewymówiony zapach dawnego artystycznego życia włoskiego«, życia, na którego wzór pragnęło — już teraz — urobić swoje. Tymczasem patrzyło na swego wuja, jak, z paletą w ręku, malował, jak się raz po raz oddalał od obrazu, ażeby mu się przyjrzeć z pewnej odległości; i to przebywanie »w tym małym pokoiku«, źle oświetlonym, do tego stopnia rozmarzało przyszłego poetę i »nastręczało mu tyle snów o Rafaelu«, że za największe zaczął sobie uważać szczęście — co zresztą i Teofil Januszewski mógł powiedzieć o sobie — gdyby mógł kiedy pojechać do Włoch, zwłaszcza do Rzymu, i te obrazy Rafaela, które teraz w Wilnie poznawał ze sztychów lub kopij, módz oglądać w oryginale[1].
Zanim się temu marzeniu jego i »Fila« — jak nazywał swego wuja — stało zadość, upłynęło blizko lat dwadzieścia. Okoliczności złożyły się tak szczęśliwie, że i teraz mogli prowadzić wspólne rozmowy o Rafaelu, z tą różnicą jedynie, że wtedy, w Wilnie, Fil był kawalerem, młodzieńcem jeszcze, zakochanym w młodziutkiej Hersylce Becu[2], kiedy obecnie ta