sama Hersylka była już od lat 10 jego żoną. Tylko Słowacki, pomimo, że już dobiegał trzydziestki, jeszcze nie znalazł sobie towarzyszki na drogę życia, choć zazdrościł tego Teofilowi.
Jedyne, co go pod tym względem pocieszać mogło, to myśl, że i Rafael umarł w stanie bezżennym, a nie przeszkadzało mu to malować wspaniałych obrazów, budzących zachwyt nawet po upływie dwóch stuleci przeszło...
Ten wyraz zachwyt najlepiej określa wrażenie, jakie na Słowackim uczyniły malowidła genialnego ucznia Perugina. Swoją drogą podkreślić należy, że z początku, kiedy Rafaela zobaczył po raz pierwszy, doznał lekkiego rozczarowania: poprostu wyobrażał sobie więcej. Ale wrażenie to, jeszcze datujące się z Paryża, z r. 1831, gdzie się z niektóremi dziełami Rafaela poznał w galeryi Louvre'u, nie trwało długo. W pierwszej chwili, kiedy, stanąwszy przed jakimś obrazem, bardzo naiwnym pod względem techniki, wyczytał podpisane pod nim nazwisko Rafaela, nie mógł wyjść z podziwienia. Jakto? Więc to jest Rafael? To malowanie, przypominające bazgroty dziecka, ma być ostatniem słowem sztuki malarskiej?... I nie mógł zrozumieć, co ludzie widzieli w tem nadzwyczajnego! Ale zrozumiał w końcu! Przekonał się bowiem, że pod pozorami tej naiwności ukrywa się wspaniały rysunek, ogromna prostota, ogromny wdzięk, ogromna poezya! I pomyślał sobie, »iż tak często, nie znającym się na głębi poezyi Szekspira, wydaje on się dzieckiem albo waryatem, wtenczas, kiedy każda jego scena odkrywa niesłychaną znajomość serca ludzkiego i napiętnowana jest wielkością poetycką geniuszu«. Z podobnem przekonaniem o nieśmiertelnym twórcy Szkoły Ateńskiej przyjechał Słowacki do wiecznego miasta, nie dziw więc, że gdy tu zobaczył najgłówniejsze dzieła Santia, np. jego watykańskie loggi'e, nie umiał — na razie — znaleźć odpowiednich słów na wypowiedzenie swego zachwytu. Znalazł je dopiero po upływie lat szeregu, gdy pisał Beniowskiego, a mianowicie jego część drugą, pośmiertną, w której, w jednej dygresyi, poświęconej wspomnieniom z czasów pobytu we Włoszech, w dwóch oktawach zdał sprawę z wrażenia, jakie na nim uczyniły
te sufity, gdzie nad ludzką głową
Wisi w tęczowych blaskach dzieło Boże,
A taką sztuką odświeżone nową,
Tak nieśmiertelną, że umrzeć nie może,