W ten sposób upłynęło kilka tygodni. Płocha ordynatowa i jej dorodny wielbiciel byli z dniem każdym coraz bardziej w sobie zakochani, aż w końcu, w sam dzień św. Jana, który był dniem imienin Sobieskiego, spotkali się w kościele Karmelitów, gdzie, przed ołtarzem, Sobieski zaprzysiągł swej lubej dozgonną miłość. Marysieńka wysłuchała przysięgi, ale sama nie zobowiązała się do niczego... Zbyt przezorną i roztropną była na to, ażeby, jak Sobieski, rzucać niebaczne słowo, którego mogłaby z czasem żałować. Wolała mieć rozwiązane ręce. Nie przeczuwała, że »La Poudre« będzie z czasem królem polskim, a pamiętała o zapisach »Fujary«, których musiałaby się zrzec przy rozwodzie. Jednem słowem, romansowała na trzeźwo.
Tymczasem, jeszcze przed końcem sejmu, musieli się rozstać: Sobieski został w Warszawie, Marysieńka pojechała do Zwierzyńca. Wyjechała z mężem, a główny powód, dla którego rozstała się z ukochanym, najlepiej ją charakteryzuje: oto zdecydowała się położyć koniec rozrzutnej hojności męża, od którego, przez czas bytności jego w Warszawie, różni ludzie
wycyganili zapisów na 9.000 liwrów! Nie chcąc pozwolić na takie uszczuplanie fortuny, do której zawsze przywiązywała wagę największą, postanowiła »Jutrzenka« wyjazd do domu.
Tam, w Zwierzyńcu, znowu miała od Sobieskiego »konfitury«, na które odpisywała niemniej słodkimi listami. W końcu zaprosiła go, ażeby przyjechał do niej, co też uczynił. Zabawiwszy czas jakiś przy boku Astrei, pieścił jej słabowitą córeczkę, a gdy opuścił ordynacką siedzibę, stosunek »Róży« z »Fujarą« popsuł się tak dalece, że zapragnęła się z nim rozłączyć. W tym celu umyśliła wyjechać do Paryża, przyczem, na złość mężowi, który chciał, żeby córeczkę zostawiła przy siostrze jego, ks. Wiśniowieckiej (La Viole de jambe), uparła się powierzyć ją opiece królowej. Co najgorsza, to, że pragnęła wyjeżdżać zaraz, jeszcze przed zimą, wbrew woli »Fujary«, który żądał, by na karnawał została w domu. A jej właśnie zależało na tem, żeby karnawał spędzić w Paryżu, o ile możności w Wersalu, na dworze Ludwika XIV, gdzie miała licznych znajomych. Uśmiechało jej się to bardziej nawet, niż »konfitury« Sobieskiego, z którym zresztą mogłaby się widywać i tak... Ale »Fujara« postawił na swojem i »Jutrzenka« musiała się zadowolnić »konfiturami«.
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/22
Ta strona została przepisana.