pierwszego i początkowe sceny drugiego, są mistrzowskiem tłem dla niezrównanego portretu psychologicznego Jana Kazimierza. Takim był ten król, rozpustnik i bigot w jednej osobie: człowiek, który obok wszystkich ułomności Molierowskiego Tartuffe’a i Don Juana, miewał i takie chwile, gdzie, znużony panowaniem i... miłostkami, z najzupełniejszą szczerością i dobrą wiarą myślał o życiu zakonnem za kratą klasztorną... Dziwna postać: sympatyczna i niesympatyczna jednocześnie. Instynkt narodu, »który tak rzadko się myli«, uważa go za Hamleta polskiej historyi, a kiedy się patrzy na obrazy Matejki, na których jest wyobrażony Jan Kazimierz, rzeczywiście ma się wrażenie, że coś z Hamleta musiało być w tym ostatnim z Wazów. Jeżeli się nie wątpi, że Tartuffe musi być tchórzem, to Jan Kazimierz, tak bardzo pod wielu względami do niego podobny, był walecznym i odważnym. Hamlet daje dowody odwagi, kiedy walczy z Piratami, Jan Kazimierz miał swoją bitwę pod Beresteczkiem. Dlatego, mimo wszystko, ma się jakiś pociąg do tego króla: stąd popularność Szkiców Kubali, stąd niemała część uroku Ogniem i mieczem i Potopu Sienkiewicza; stąd pewien żal do p. Czermaka, który w swej książce o Janie Kazimierzu, przynoszącej tyle nowych i ważnych szczegółów, w tak przekonywający sposób rozwiewa tyle iluzyi. Czytając jego Ostatnie lata Jana Kazimierza, ma się wrażenie przykrego i bolesnego zawodu, albowiem na każdej kartce znajdują się tam niezbite dowody, że Jan Kazimierz historyczny, a więc prawdziwy, prawie nic nie ma wspólnego z tym, którego wymarzony obraz, podobny do Matejkowskiego, przedtem nosiliśmy w duszy. Np. abdykacya! Według legendy, była to najpoetyczniejsza chwila w życiu króla, chwila, w której się wzniósł aż do proroczej potęgi, w której przepowiedział wszystko, co nastąpiło później, a dla której wyobrażaliśmy go sobie, jakby otoczonego jakąś wieczną aureolą. Z aureoli tej, po przeczytaniu dokumentów, przytoczonych przez Czermaka, nie zostaje nic, prócz srogiego rozczarowania, bo jakże smutną jest historya tej abdykacyi!... Po abdykacyi zaś we Francyi! Tutaj, choć uchodził za opata, a więc był uważany za osobę duchowną, i choć dobiegał sześćdziesiątki, więcej nierównie, aniżeli o święceniach kapłańskich, których zdaje się nigdy nie przyjął, lub o kraju, do którego nie bardzo tęsknił, myślał
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/228
Ta strona została przepisana.