wackiego »w czarnym tużurku«, szukającego »smutków błahych, wiotkich, kruchych«, wśród tych cyprysów i nagrobków; nie przeczę jednak, że kiedy się jest na cmentarzu Père Lachaise, to więcej nierównie, aniżeli o twórcy Balladyny, myśli się o Chopinie, który tu spoczywa, a którego grób bodaj czy nie jest najsławniejszym ze wszystkich na tem wzgórzu: żaden, nie wyłączając grobów Musseta i Abelarda i Heloizy, nie bywa odwiedzany przez taką liczbę cudzoziemców, szczególniej przez Anglików (nie mówiąc już o Polakach), co le tombeau de Chopin.
Jest to pomnik z perłowego marmuru, otoczony gustownemi sztachetami z kutego żelaza. Na kwadratowym cokule siedzi Muza, pochylona, zapłakana, wsparta na złamanej lirze. Jako dzieło sztuki, jest to rzeźba liryczna, która, przetłomaczona na język poezyi, stałaby się rzewną elegią na śmierć Chopina, elegią, napisaną przez przyjaciela. W przedniej ścianie podstawy, na której także — obok imienia i nazwiska i daty śmierci — znajduje się wyryty napis à Fréd. Chopin ses amis, bieli się alabastrowy medalion z subtelnym profilem mistrza. Z boku, na prawej ścianie, czyta się następujące słowa: Frédéric Chopin, né en Pologne à Żelazowa Wola près de Varsovie. Fils d’un émigré français, Marié à M-elle Krzyżanowska, filie d’un gentilhome polonais. Po drugiej stronie znajduje się nazwisko I. Clesinger’a, twórcy pomnika, oraz rok 1850, w którym został wzniesiony.
Historya tego grobowca jest następująca. Otoczony licznem gronem przyjaciół i uczennic, Chopin dogorywał wśród ciężkich męczarni. Między osobami, co prawie nie odstępowały od jego łoża, była i córka pani Sand, piękna Solange, od niedawna poślubiona rzeźbiarzowi Clesingerowi... »Bedąc świadkiem tej powolnej i budującej agonii ludzkiego geniusza, który już widzi niebo, a jednak mimo to wyrywa się do ziemi, Clesinger, opuściwszy mieszkanie Chopina, udał się do swej pracowni, ażeby tam stworzyć pomnik, godny takiego przyjaciela. Jakoż duch tego Ariela fortepianu był przy nim, gdy rozgorączkowanemi rękoma zaczął lepić figurę ze złamaną lirą w ręku. Jest to śpiew konającego łabędzia, jest to dusza śpiewaka Preludiów, nachylająca się ku tej ponurej drodze do nieba, która się zwie grobem. Wystarczył mu jeden dzień, ażeby zacząć i skończyć tę figurę... Jako dzieło sztuki jest to rzecz pełna prostoty, smutku i szlachetności, a będąc piękną w pomyśle, od-
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/238
Ta strona została przepisana.