«hojnym sypnęła datkiem«. Tą panią Chamfleury była owa poetyczna Cora Pinard, która się tak namiętnie kochała w Słowackim w r. 1832. Jest to bardzo piękna legenda, cóż, kiedy mimowoli rodzi się zapytanie: w jakim czasie mogła pani Chamfleury »hojnym sypnąć datkiem»? Czy zaraz po śmierci Juliusza, t. j. zaraz po pogrzebie, na którym — jak głosi ta sama legenda — widziano ją »zakwefioną«, idącą za skromnym karawanem. Gdyby tak było istotnie, toby może Feliński i Pettiniaud nie rozporządzali tak małym funduszem, że »nie starczyło na jednolitą podstawę, lecz musiano ułożyć wzgórek z drobnych kamieni...« Albo ów »hojny datek«, którym sypnęła pani Chamfleury, nie musiał być tak »hojnym«, jak chce legenda, albo pani Chamfleury »sypnęła« nim później dopiero, powiększając fundusz pozostawiony przez panią Becu. Ostatnie przypuszczenie nie jest nieprawdopodobne, bo ruchliwy Reitzenheim bardzo łatwo mógł dotrzeć do pani Chamfleury. Jest to prawdopodobniejszem nawet, niż legenda o bytności »zakwefionej« Kory na pogrzebie poety[1], jeśli się zważy, że pani Chamfleury mieszkała w Passy, gdzie z trudnością mogła się dowiedzieć o śmierci Słowackiego. Chybabyśmy przypuścili jakiś nadzwyczajny przypadek, przypadek w rodzaju tego, który sprawił — jak chce Władysław Mickiewicz — że autor Grażyny dowiedział się o śmierci Juliusza dopiero nazajutrz po pogrzebie.
W każdym razie, jakiekolwiek okoliczności towarzyszyły wzniesieniu pomnika na grobie Słowackiego, pomnik jest, a odnowiony w r. 1894 »staraniem Komisyi opieki nad grobami polskimi w Paryżu« (co zbyt szumnie, mojem zdaniem, zaznaczono na białej specyalnej tablicy, zajmującej cały przód grobowca), najzupełniej wytrzymuje porównanie z innymi grobami poetów, nie wyłączając grobów Shelleya i Keatsa, od których jest znacznie piękniejszym i ozdobniejszym.
Na szerokiej podstawie, podobnej do sarkofagu, wznosi się rodzaj skalistego wzgórka poukładanego z wielkich kamieni, a zakończonego dużym, szerokim i gładkim krzyżem kamiennym. Na skale, pod krzyżem, leży kilka grubych książek, do połowy przesłoniętych wieńcem laurowym, który znów przesłania poetyczna harfa, pewno ta sama o której jest mowa w Lilli Wenedzie. Za harfą, w dziupli skalnej, siedzi sowa,
- ↑ Tygodnik Illustrowany z r. 1885.