wych rad Ludwiki-Maryi — mieszkać »jak przy ojcu« przy takim mężu; ale Jutrzenka była do tego zniewolona warunkami materyalnymi, ubóstwem całej rodziny d'Arquienów; i dlatego, choć sarkała w listach, nie wyjeżdżała ze Zwierzyńca, tak dalece, że podobno ani razu w ciągu całego roku 1664 nie była na dworze warszawskim, a ponieważ do wszystkiego przyzwyczaić się można, więc i roztropna Astrea, zaniechawszy projektów separacyi, oświadczyła w końcu — w listach do królowej — że »jest zadowolona z Fujary, że chce mu być posłuszną we wszystkiem i robić wszystko, co jej każe, bo z jej to własnej winy i z uniesień młodości wynikł zły pomiędzy nimi stosunek«.
Oczywiście, że podobne »intencye bouquetowe«, tak często zmieniające się raz po raz, nie mogły się podobać Sobieskiemu. To też zaczęły krążyć pogłoski, że zakochany Céladon stara się o rękę księżniczki kurlandzkiej, pogłoski, które, doszedłszy do uszu Marysieńki, boleśnie musiały urazić jej miłość własną. Na szczęście, Sobieski zaprzeczył tej plotce, a pisząc do swej ukochanej, zapewniał ją, że »lubo na Rusi mieszka, ale się nie sprawuje po rusku, bo to tylko dar ruski: dawszy co komu, nazad odbierać. On, co raz da, na wieki odbierać nie myśli«; to też niech Jutrzenka nie zapomina, że jej interesa są jemu »milsze daleko, niżeli swoje własne«.
Tymczasem zaczął się pamiętny sejm, na którym miała być sądzoną sprawa Lubomirskiego. Sobieski, który już od września bawił w Jaworowie, skąd miał tak blizko do rezydencyi Zamoyskich, udał się do Warszawy, jako poseł. Ponieważ z Marysieńką, od chwili, gdy powrócił do domu, miał sposobność częstego komunikowania się, bądź listownie, bądź osobiście, umówili się więc, że się spotkają, skoro on będzie jechał do stolicy. Niestety, ukartowane spotkanie się nie udało, z Sobieskim bowiem, gdy opuszczał Jaworów, wybrała się »wielka kupa różnych i nieproszonych przyjaciół«, a widzenie się w takich warunkach, wobec świadków, wcale się nie uśmiechało zakochanym. Swoją drogą, »już z sobą nie wiedziała, co czynić, nieszczęsna Beaulieu«, tak był stękniony za widokiem Jutrzenki, bez której żyć nie mógł. W strapieniu tem, mąconem ciągłymi listami od królowej, od Lubomirskiego »i od vin muscat«, pocieszała go jedynie nadzieja, że się spotkają w Warszawie. Szkoda tylko, że się tam wybierał także i Za-
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/25
Ta strona została przepisana.