łem się na pięknej Rue des Ecoles, przed żelaznemi sztachetami Collège de France, przy pomniku Claude Bernarda.
Wszedłszy na piękny dziedziniec Kollegium, na którego bocznych ścianach, na długich marmurowych tablicach wyryto nazwiska wszystkich profesorów tej najwyższej instytucyi naukowej francuskiej — w tej liczbie i naszego Mickiewicza — trudno nie pomyśleć o nim, który tędy od roku 1840 do 1844 przechodził po parę razy na tydzień. Jest to dziedzińczyk niewielki, w najszlachetniejszym stylu renesansowym, z marmurową kolumnadą pośrodku, przed którą wznosi się gustowny pomnik założyciela tej świątyni wiedzy. W głębi, za kolumnadą, bieli się jeszcze kilka alegorycznych figur — wszystkie z najcudniejszego alabastru — wszystko zaś, jako całość, oglądane z pod muru Nowej Sorbony (której wspaniały renesansowy gmach ciągnie się po drugiej stronie ulicy), odznacza się taką grecką harmonią linij — zwłaszcza w oświetleniu słonecznem — że malarzowi np. mogdoby posłużyć za przepyszne tło do obrazu w rodzaju Szkoły Ateńskiej Rafaela.
...Ze wszystkich sal wykładowych w Collège de France, dla nas, Polaków, największy urok posiada ta właśnie, w której przed laty wykładał Mickiewicz, a w której obecnie, we wklęsłej, półokrągłej niszy, znajdują się trzy medaliony pamiątkowe, z popiersiami Mickiewicza, Micheleta i Quineta. Przypatrując się im, mimowoli myślałem o tej epoce, kiedy tu rozlegała się wymowa autora Dziadów; kiedy Mickiewicz, w surducie brązowym, w czarnym halsztuku na szyi, ze swoją dużą a już szpakowatą czupryną, stał za tą podłużną i nizką katedrą; kiedy tę niewielką, źle oświetloną salkę zapełniał kwiat inteligencyi francuskiej i polskiej; kiedy w tych ławkach zasiadali tacy ludzie, jak książę Adam Czartoryski, Michelet, Quinet, George Sand, Fr. Chopin (który zawsze po wykładzie odwoził panią Sand do domu w swoim powozie), Juliusz Słowacki, Feliks Wrotnowski (który notował każde słowo profesora); i kiedy te prelekcye poruszały całą opinię paryską i emigracyjną, oburzając jednych, jak OO. Zmartwychwstańców np., zachwycając drugich, np. Micheleta i Quineta. Wnosząc z zewnętrznego widoku tej sali (należącej do najmniejszych w Collège de France) nie trudno przypuścić, że w czasach, kiedy w niej rozlegała się litewsko-emigrancka francuzczyzna Mickiewicza (od której podobno uszy puchły Francuzom), wszystko tu musiało wy-
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/256
Ta strona została przepisana.