Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/261

Ta strona została przepisana.

Minąwszy żelazny Pont de la tournelle, skąd roztacza się jeden z najwspanialszych widoków na Sekwanę i tylną część katedry Notre Dame, nie spostrzegłem się nawet, gdy się znalazłem na wyspie św. Ludwika, na ulicy Saint-Louis-en-l’Ile, przed poważną bramą Hotelu Lambert, z której wychodził właśnie p. Józef Korzeniowski[1]. Dowiedziawszy się, że przyszedłem obejrzeć tę emigracyjną siedzibę Czartoryskich, był tyle łaskaw, że odrazu sam ofiarował mi się na cicerone ’a. Zaczęliśmy od dziedzińca, który, z ładną fontanną pośrodku, odznacza się pewną arystokratyczną powagą, a w tej powadze jest coś, czego np. z pewnością nie posiada pałac Rotschilda. Tą samą właściwością odznacza się również i frontowa fasada pałacu, co sprawia, że pałac ten, acz skromny, należy do najbardziej stylowych gmachów w Paryżu, przyczem, jako taki, figuruje we wszystkich klasycznych wzorach architektury. W górnej części »hotelu«, nad kolosalnemi oknami głównej klatki wchodowej, zwisa tarcza, a na niej widnieją trzy nazwiska: Le Brun, Le Sueur, Le Veau. Są to nazwiska artystów, których prace zdobią wnętrze tych poważnych murów. Miałem je zobaczyć za chwilę. Tymczasem weszliśmy na olbrzymie schody. Schody te, do niedawna jeszcze, bo przed założeniem Muzeum Czartoryskich w Krakowie, były galeryą obrazów; obecnie są tylko wspaniałym przedsionkiem. Wyobrażam sobie, jak musiały być piękne podówczas, skoro i teraz jeszcze, choć ogołocone z arcydzieł starych mistrzów włoskich i francuskich, imponują jakąś dziwną okazałością, czemś, co się określić nie da, choć mimowoli narzuca się każdemu zwiedzającemu ten książęcy przybytek. Tem czemś są między innemi także i wspomnienia dawnych mieszkańców Hotelu Lambert, którzy tędy chadzali przed laty... Albowiem patrząc na te schody, nie trudno sobie wyobrazić na nich Voltaire’a, idącego razem z piękną margrabiną du Châtelet, u której tu mieszkał przez czas dłuższy; a prócz autora Alzyry i Kandyda widzi się tu zgrzybiałą postać księcia Adama Czartoryskiego, jak wchodzi po tych kamiennych sto-

  1. Hotel Lambert zwiedzałem w czerwcu r. 1896, kiedy pan Korzeniowski (wnuk powieściopisarza) piastował urząd delegata krakowskiej Akademii Umiejętności przy Bibliotece polskiej w Paryżu.