kazanie. Wygłosił je od ołtarza, nie wchodząc na ambonę, ksiądz Witkowski, przełożony Misyi polskiej w Paryżu.
Skoro mowa o kazaniu polskiem nad Sekwaną, mimowoli przychodzą na myśl słynne kazania księdza Hieronima Kajsiewicza, jakie ten emigracyjny Skarga miewał w r. 1842 i 1843 w tutejszym kościele św. Rocha, w kaplicy Męki Pańskiej, a które, o ile porywały jednych, o tyle oburzały drugich; bo wielki ten, choć młody kaznodzieja, zamiast pochlebiać, karcił, zamiast wygłaszać popularne hasła, prawił gorzkie prawdy. Pięknie pisze o kazaniach tych prof. St. Tarnowski: »Bo z kim to miał się młody ksiądz spotkać i zmierzyć? Ze zbiorem słuchaczów, częścią niewiernych, częścią niechętnych Kościołowi, częścią niechętnych i niedowierzających jemu samemu, jego powołanie uważających za fałsz i hipokryzyę, jego kapłaństwo za środek intrygi lub ambicyi. I z czem przed nimi stawał? Ze słodkiem i głaszczącem słowem użalenia i pociechy, pochwały i nadziei? Nie! on inaczej i głębiej rozumiał swój obowiązek kapłański i obywatelski, i wiedział, że kiedy go Bóg na ambonie postawił, to nie po to, by prawdę cukrować i obwijać w bawełnę; więc szedł z postanowieniem, by ją powiedzieć całą, szczerą, nagą niech boli, jako chce, by nie darować słuchaczom żadnego wyrzutu, żadnego upokorzenia. Ludziom cierpiącym, nieszczęśliwym, bez tego dość upokorzonym i poniewieranym — co za przykrość, co za gorycz dla niego! A z drugiej strony znów: karcić i gromić Polaków — w jakiej chwili! W tej samej, kiedy Mickiewicz uczył ich, że w nich i przez nich zbawienie świata, kiedy Krasiński prawie się zabierał do pisania Przedświtu, ludziom, upojonym tą wielkością, rozmarzonym tą pięknością, kołysanym tą słodką nadzieją, którą im głoszono, powiedzieć, że są występni i grzeszni, i własnego zbawienia, dusz czy sprawy, niepewni, nie dopiero, żeby mieli zbawiać innych, co za przepaść, co za rozdźwięk między myślami tych słuchaczy, a słowem, które na nich spaść miało z ambony! Gdyby ks. Kajsiewicz nie był w życiu swojem zrobił nic innego, tylko to jedno, że Polsce »dymem kadzideł obwianej i wonią poklasków« śmiał powiedzieć gorzkie prawdy, byłby tem jednem dał dowód największej odwagi i zdobył sobie tytuł do obywatelskiej korony«[1].
- ↑ St. Tarnowski, Ksiądz Hieronim Kaysiewicz, w Przeglądzie Polskim 1873, III, 182, 183.