13 maja, u tegoż posła, tak gwałtownie występował przeciwko wszelkim porozumieniom się z Lubomirskim, że »tupał nogami«, a królowej czynił takie wyrzuty, że go aż musiano odprowadzić do przyległego pokoju. Wróciwszy stamtąd, uściskał przedstawiciela Francyi, a wszystko to »z powodu wielkiej, z niczem nieporównanej pasyi«, jaką płonął ku wojewodzinie sandomierskiej.
Ludwika-Marya wszakże, pragnąc się upewnić co do niezłomności świeżo kreowanego marszałka w. k., którego nie była zupełnie pewną, taki nań wymyśliła sposób. W przewidywaniu, że »miłość mogłaby ostygnąć, gdyby Sobieski wyjechał, nie wziąwszy ślubu«, a z drugiej strony rozumiejąc doskonale, że ślub w takich warunkach, wobec niepogrzebionych zwłok Zamoyskiego, jest niepodobieństwem, o ile nie ma być krzyczącym skandalem, zdecydowała się wybrać drogę pośrednią, czyli uciec się do takiej kombinacyi, która, nie będąc ślubem sakramentalnym, niemniej obowiązywałaby Sobieskiego. Chodziło o to, ażeby go coute que coute przykuć do siebie, a więc należało jakimkolwiek sposobem »zedrzeć go z honoru i reputacyi, żeby tem powolniejszy był i żeby z nim czyniono, co chciano«. To była owa importune activité królowej, o której z czasem Sobieski wspominać miał z goryczą... Polegała ona na tem, że królowa, »gwałtem nasadziwszy się« na Sobieskiego, nie mogąc sprawić, iżby się zaraz żenił z Marysieńką, postanowiła go przynajmniej zaręczyć z nią. I to był skandal, ale, bądź co bądź, ślub byłby jeszcze większym, a nie należało przeciągać struny, która zawsze bywa bardzo natężoną, jeżeli chodzi o głos opinii publicznej.
Jakoż stało się tak, jak sobie Ludwika-Marja »w swojej importune activité« ukartowała: w połowie maja (13 lub 14), nazajutrz po uroczystości, na której Sobieski otrzymał laskę marszałkowską, odbyły się jego »zaręczyny« z Marysieńką, które vox populi ogłosił za ślub: nie mówiono, że się Sobieski zaręczył z panią Zamoyską, lecz, że się z nią ożenił. Wieść o tem, podawana z ust do ust, przybierała najpotworniejsze rozmiary, a że faktem było, iż owe zaręczyny odbyły się wobec szczupłej garstki osób, więc komentarze, którymi opatrywano konieczność tej tajemniczej ceremonii, stawały się coraz drastyczniejszemi.
Dnia 18 maja (1665) wiedziano już o tym »ślubie« w Zamościu: pod datą tego dnia Rudomicz, profesor tamtejszej akademii,
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/28
Ta strona została przepisana.