stał nim w roku 1839, gdy, po powrocie ze swej kilkoletniej wędrówki po Szwajcaryi, Włoszech i Wschodzie, osiadł na stałe w Paryżu. Towarzystwo miało wtedy swój lokal przy ulicy Surène Nr 10. Słowacki, zostawszy jego członkiem, ofiarował mu po egzemplarzu wszystkich swoich, do tej pory wydanych poezyi, a na posiedzeniu, które się odbyło w grudniu 1839 roku, czytał swój Grób Agamemmona. Tegoż roku został mianowany członkiem‑kolaboratorem, a jako taki, zawsze należał do tych, co najregularniej uczęszczali na zebrania Towarzystwa.
Bywałby na nich także i Zygmunt Krasiński, gdyby mieszkał w Paryżu; wszystko bowiem, co było w związku z Biblioteką, żywo go interesowało. Dał tego liczne dowody, choć nigdy nie figurował oficyalnie na liście członków Towarzystwa. Gdy chodziło o kupno domu dla Biblioteki, a niektórzy oponowali przeciwko temu, autor Irydyona wystosował list do prezesa komisyi, tak w nim pisząc między innemi: »Nie pojmuję, żeby cokolwiek miano przeciwko Bibliotece... Zarzut o ubogich, żadnym zarzutem. Naród jest wyższem pojęciem, niż choćby najnieszczęśliwsze w nim indywidua... Naród, któryby już nie pojmował takich ofiar, i pomników, i zakładów, przestałby tem samem być sobą samym. Mógłby jeszcze bardzo filantropijną być zbieraniną ubogich i ich dobrodziejów, ale nie byłby narodem. Dopóty żyje, jako naród, dopóki się w takich zakładach upostacia, wyraża, stawia i objawia na ziemi oczom i duszom patrzących. Dla idei narodowej tem one, czem obrządki i kościoły dla Boga; tem, czem dla Chrystusa balsam, wylany na Jego stopy przez Magdalenę, o którym także szemrali uczniowie, a mianowicie Judasz, że lepiej go było sprzedać i grosz wzięty rozdać ubogim. Ale Chrystus temu zaprzeczył i rzekł: »Mnie niezawsze, ubogich zawsze mieć z sobą będziecie«. Są na świecie rzeczy i czyny zdarzenności, wyższe nad wszelki pożytek materyalny, doraźny, chwilowy. Są idealne rzeczywistości, tak samo potrzebne życiu ludzkości, jak chleb dla łaknących chleba. Chleb to duchów i chleb przeznaczony duchom na to, aby umiały szlachetnie i godnie dźwigać szatę ciała! Zatem głosuję za Biblioteka. Zresztą wiesz, żem już od dawna głos mój posłał na ręce W...«. Był to głos tem cenniejszy, że materyalnie poparty odpowiednią ilością franków... Odtąd niejeden raz, choć zawsze anonimowo, otrzymy-
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/306
Ta strona została przepisana.