było istotnie, widok bowiem z okna sąsiedniej stancyjki jest rozleglejszy o wiele, a tem samem i piękniejszy: na pierwszym planie, poniżej blaszanych rynien, widać zielonkawy nurt Sekwany, po której uwijają się statki parowe; na drugim brzegu, wzdłuż kamiennego bulwaru, zawalonego wyładowanymi towarami, widać wozy, konie, robotników; nieco dalej, na lewo, tuż za granitowemi arkadami poblizkiego mostu de la Tournelle, którym przejeżdża mnóstwo omnibusów, wozów i dorożek, czerwienią się blaszane dachy Halles aux vins, jaskrawo odcinające się na tle zieleni drzew sąsiedniego Jardin des Plantes; a ponad tem wszystkiem, nad nieskończonym szeregiem kilkopiętrowych kamienic wzdłuż lewego brzegu rzeki, rysują się liczne wieże i kopuły, z pośród których, obok ażurowej wieży Eiffel, najefektowniej wygląda złocona kopula kościoła Inwalidów.
Na pokoiki te jednak, choć czynią tak miłe wrażenie, nie należy zapatrywać się przez pryzmat wspaniałego widoku, jaki z ich małych okien roztacza się na Paryż, ale przez pryzmat niepowszednich wspomnień, jakie się wiążą z niemi, przez pryzmat ludzi, co tu mieszkali, myśleli, pracowali, przez pryzmat dzieł, które tu zostały napisane! Bo pamiętać trzeba, że tutaj przed laty i przez szereg lat mieszkał Klaczko; że tutaj pisały się jego słynne artykuły do Wiadomości polskich, o których te ściany pewno słyszały niejedną rozmowę z Kalinką; że tutaj powstała znaczna część francuskich artykułów Klaczki, które później w Revue des deux Mondes i Journal des Débats czytał i podziwiał świat cały. »Kiedy tu przed rokiem — mówił p. Korzeniowski — był u mnie Stanisław Tarnowski, opowiada! mi, jak raz, będąc w tem mieszkaniu z wizytą u Klaczki, był obecny, gdy słynny już podówczas autor studyum o Bezimiennym poecie, chory na oczy, dyktował swemu sekretarzowi artykuł do Journal des Débats...« Po Klaczce mieszkał tu Bronisław Zaleski. »I pewno niejeden z nas — słowa są p. Gadona — odwiedzał go w tem jasnem, słonecznein mieszkanku, ozdobionem gęsto po ścianach rozpinającym się bluszczem, mieszkanku, z którego drogi nasz towarzysz nieraz dla wątłego zdrowia całemi miesiącami za próg się nie ruszał. Tutaj, wśród książek i rękopisów, wśród rozwieszonych portretów towarzyszów więzienia i wygnania, wiódł on swój żywot cierpliwy i pracowity — rzeklibyśmy — świątobliwy, pracując od rana
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/311
Ta strona została przepisana.