do wieczora nad przygotowaniem materyałów do obszernego dzieła o życiu księcia Adama Czartoryskiego, nad redakcyą Roczników, lub nad innym jakim przedmiotem dla Towarzystwa«.
Od owego czasu zmieniło się tu niewiele: tyle tylko, że ze ścian znikły owe poetyczne bluszcze, które je zdobiły za czasów Br. Zaleskiego, że miejsce ich zajęły obrazy, rysunki, medaliony, sztychy i fotografie rzadkich dzieł sztuki. Nie brak również i pułek z książkami, które nadto rozrzucone po podłodze, po wszystkich krzesłach i sprzętach, odrazu na pierwszy rzut oka nadają mieszkaniu temu cechę pracowni uczonego.
Przyjemnie musi być mieszkać i pracować w tych pokoikach, jeśli się jest literatem i historykiem, wrażliwym na rzeczy przeszłości... Wyobrażam sobie, że tutaj, na tem historycznem poddaszu, nawet nostalgia mniej musi się dawać we znaki; boć ostatecznie w tych pokoikach, mających taką tradycyę, człowiek nie czuje się na obczyźnie, choć z okien widzi Paryż i Sekwanę, a nie Warszawę i Wisłę. A powtóre, tutaj nie czuje się Paryża: jest się wyniesionym tak wysoko, że się nie słyszy turkotu i wrzawy ulic paryskich. Ma się ciszę, jak na wsi. Dlatego przypuszczam, że posada delegata Akademii, który obowiązkowo musi mieszkać w tych pokoikach, jest jedną z najprzyjemniejszych posad, jakie może dostać młody Polak uczony: tem przyjemniejszą, że się ogranicza do lat trzech tylko.
Gawędząc na ten temat, zeszliśmy na drugie piętro, gdzie mi p. Korzeniowski przyrzekł pokazać różne skarby powierzonej sobie Stacyi naukowej.
Nigdy nie przypuszczałem, że tych skarbów jest tyle! Nie sposób opisywać wszystkich, rozwodzić się nad każdym! Ale są tu i tak zwane »papiery sejmowe« z roku 1830—1831, jest manuskrypt niewydanych pamiętników J. U. Niemcewicza, jest nieoceniony zbiór materyałów do dziejów naszej emigracyi (nad której historyą pracuje p. Gadon), jest mnóstwo »białych kruków« bibliograficznych, jest olbrzymi materyał historyczny do historyi legionów polskich za Napoleona, a wszystko to, skatalogowane przez p. Korzeniowskiego, znajduje się w porządku, nic nie pozostawiającym do życzenia.
... Odtąd, przez cały miesiąc, po kilka godzin dziennie, spędzałem na Quai d’Orléans Nr 6, pracując w »sali posiedzeń«
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/312
Ta strona została przepisana.