tej »pielgrzymki«, wyszedłszy na peron, skupiają się około pociągu, który tego dnia zawsze bywa dłuższy o kilkanaście wagonów:poprostu ma się złudzenie, że się jest w kraju (do którego w Paryżu zawsze tęskni się bardziej, niż gdziekolwiekindziej), albo że raptem wszyscy Francuzi zaczęli mówić po polsku. Cóż dopiero, gdy wszyscy powsiadają do wagonów, w których już nie słyszy się francuzczyzny... Sami Polacy!
W dniu, kiedym i ja należał do tej pielgrzymki, zebrało się do dwustu osób; dla człowieka zaś, który na wszystko patrzy przez pryzmat literacki, przedstawiała ta garstka rodaków, przez cały rok rozproszona po całym Paryżu, a tylko w tym jednym dniu skupiająca się w imię pewnej idei, ciekawe pole do obserwacyi. Co za rozmaitość typów! Przypatrując się im, z łatwością się odgaduje, że nie jedno, ale kilka pokoleń znajduje się pomiędzy uczestnikami tej majówki. Kilku zgarbionych staruszków pozwala się domyślać, że jeszcze należą do starej emigracji, że pamiętają ową chwilę dziejową, kiedy tu przyciągnęli razem z sejmem i jenerałami... Inni, cokolwiek młodsi, choć także usrebrzeni siwizną, reprezentują wychodźctwo z lat 1846 i 1848. Inni wreszcie, najmłodsi ze starszej generacyi, szpakowaci, reprezentują to pokolenie, którego ideały zbankrutowały w r. 1863. Na nich kończy się emigracya polityczna. Wszyscy młodsi od nich, a tych zastęp jest największy, reprezentują emigracyę ekonomiczną: siłą, która ich wygnała na bruk paryski, była walka o byt, troska o chleb powszedni. Nie brak i takich, co tu przyjechali po światło, którzy tu bawią czasowo, ażeby się nasycić atmosferą wielkiej cywilizacyi, ażeby się wykształcić fachowo. Jest to najmłodsze pokolenie, w którem łatwo rozpoznać studentów i studentki, artystów i artystki, oraz licznych pracowników handlowych. Nie tu jednak kończy się ta ciekawa galerya typów Polaków paryskich. Wystarcza przysłuchać się niektórym, jak mówią po polsku — z francuska, ażeby się w nich domyśleć drugiego pokolenia naszych wychodźców, pokolenia, już urodzonego we Francji, które jeszcze — choć i to niezawsze — czuje po polsku, ale już myśli po francusku. Do tej ostatniej kategoryi należą także dzieci z zakładu św. Kazimierza, które pod przewodem kilku Sióstr Miłosierdzia ledwo zdołały pomieścić się w dwóch wagonach.
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/315
Ta strona została przepisana.