świec, a katafalku nie było widać z pod barwnej masy kwiatów i wieńców. Wszystko to owiewały niebieskawe kłęby wonnego dymu kadzideł, który, pomieszany z »pieśnią kruczą« księży we wspaniałych ornatach, wytwarzał dziwnie mistyczną atmosferę... Tymczasem w poblizkich stallach widziałeś wychudłą twarz ks. Wł. Czartoryskiego, siedzącego obok Asnyka, który tu z Koziebrodzkim przyjechał po zwłoki wieszcza, a niedaleko nich, po lewej stronie, pomiędzy kilku wybitnemi osobistościami ze świata polskiego i francuskiego, obok p. Leger, siedział Renan, jako reprezentant Collège de France, wydelegowany na ten pogrzeb. Jakbym go widział w tej chwili!... Siedział w skupieniu, zamyślony, a ze swą wygoloną twarzą, osadzoną na krótkiej szyi, robił raczej wrażenie jakiegoś poczciwego proboszcza, aniżeli apostaty kościoła i katolicyzmu. Bo z twarzy był on typowym prałatem. Tutaj, na tle tego kościoła, w którym mu wyznaczono miejsce w stallach, mimowoli zwracał uwagę na siebie, bo wszystko dało się powiedzieć o tem tle, ale że ono nie było banalne, gdy chodziło o Renana, to nie ulegało najmniejszej wątpliwości.
Ale znajdując się pod gotyckiem sklepieniem kościoła w Montmorency, myśli się nietylko o tak blizkiej przeszłości, jak pamiętny dzień 28 czerwca 1890 roku, lecz i o dalszej znacznie, której symbolicznem przypomnieniem jest duża tablica z białego marmuru, wmurowana w ścianę lewej nawy, której napis francuski, złotemi literami wyryty, głosi co następuje:
Tablica ta, wmurowana w r. 1856, znajduje się w najbliższem sąsiedztwie pięknego pomnika Niemcewicza i Kniaziewicza, pomnika, który śmiało można nazwać największą ozdobą