Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/335

Ta strona została przepisana.
I.
ZE WSPOMNIEŃ O MATEJCE.

... Ile razy przyjeżdżam do Krakowa, zawsze mi się przypominają moje lata uniwersyteckie 1888—1890, kiedym tu, wśród tych średniowiecznych i renesansowych murów, mieszkał jako student Jagiellońskiej Almae Matris; a co szczególne, to, że najczęściej, gdy myślą zagłębiam się w tej niedawnej, a już niepowrotnej przeszłości, doznaję uczucia jakiejś nieokreślonej tęsknoty.
Zdawałoby się na pozór, że niema racyonalnego powodu do takiego minorowego nastroju, Kraków bowiem, jak stał, tak stoi, a jeżeli się zmienił w ciągu tych lat dziesięciu, to jedynie na korzyść. To, co w nim było pięknego wówczas, nie uległo żadnej zmianie: brama Floryańska, kościół Maryacki, wieża ratuszowa, Sukiennice, Biblioteka Jagiellońska i inne starożytne gmachy, pamiętające czasy Piastów i Jagiellonów, nic się nie zmieniły, a jeżeli się, według wyrażenia poety, »ku starości trochę pochyliły«, to tak nieznacznie, że tego oko ludzkie dostrzedz nie jest zdolne. Rynek pozostał piękny, jak dawniej, a poetyczny hejnał, który od wieków rozbrzmiewał co godzina z pod blaszanych wieżyczek strzelistej wieży Maryackiej, rozbrzmiewa ciągle. Nie zamilkł także donośny zegar na wieży ratuszowej, ani zegar katedralny na Wawelu. Gotycki dziedziniec Biblioteki Jagiellońskiej, w którym niebawem stanie pomnik Kopernika, zawsze jest jednakowo piękny; świętemu Stanisławowi zaś, spoczywającemu w srebrnej trumnie w najbliższem sąsiedztwie grobów królewskich, Kościuszki