i Księcia Józefa, przybył jeszcze jeden dostojny sąsiad, Mickiewicz. Zdawałoby się więc, że niema powodów, usprawiedliwiających jakieś smętniejsze rozmyślania, kiedy się dzisiejszy Kraków porównywa z tym, jakim był około roku 1889. Przeciwnie, można przytoczyć cały szereg danych, upoważniających do najoptymistyczniejszych horoskopów, gdy chodzi o metamorfozy starego Krakusowego grodu. Wszak nie da się zaprzeczyć, że Kraków nietylko rozwija się pięknie, coraz bardziej wzrastając w liczbę wspaniałych domów i gmachów publicznych, ale i jako »miasto pamiątek« nie stoi w miejscu, lecz postępuje w bardzo pożądanym kierunku. Kościół Maryacki, o ile nie zmienił się na zewnątrz, o tyle przeobraził się na wewnątrz, a przeobraził się tak, że odrestaurowany przez Matejkę, stał się jednem z najpiękniejszych wnętrz kościelnych (dla mnie najpiękniejszem), jakie można oglądać na świecie. Podobnemu odrestaurowaniu uległa i słynna kaplica Zygmuntowska w katedrze zamkowej, renesansowe arcydzieło Bartolda Berecci, a tylko patrzeć, jak się ukończy restauracya katedry samej. Za lat kilka, jak przepowiadają optymiści, ma i stary zamek królewski zajaśnieć w dawnej świetności i blasku. Na Wielkim Rynku stanął pomnik Mickiewicza... W ogóle tedy, jeśli chodzi o Kraków z przed lat dziesięciu, to można powiedzieć o nim, że tak się ma do dzisiejszego, jak jego stary Teatr Krakowski na Placu Szczepańskim, brudny, ciemny i eksploatowany przez P. Gliksona, do obecnego Teatru Miejskiego na Plantach, w którym kurtyna, najpiękniejsza ze wszystkich kurtyn teatralnych, jest pędzla Siemiradzkiego, a rządy sprawuje wykwintny znawca sztuki dramaturgicznej, p. Tadeusz Pawlikowski.
A jednak ten dzisiejszy Kraków, o tyle piękniejszy pod względem zewnętrznego wyglądu, aniżeli nim był w r. 1888, nie jest już tem, czem był wtedy: z świetnej, wprost wyjątkowej atmosfery duchowej, jaka tu panowała jeszcze dziesięć lat temu (nie mówiąc już o tej, jaką dokoła siebie wytwarzał genialny umysł Szujskiego), dziś pozostała tylko tradycya, wspomnienie. Chodząc po dzisiejszym Krakowie, gdy się myśli o ludziach, których tu widywało się dawniej, a których już nie stało, ma się bolesne wrażenie jakiejś pustki, wrażenie, jakby się chodziło po kościele, który w większej części uległ zniszczeniu od ognia, a który się znało przed pożarem. Spalił się
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/336
Ta strona została przepisana.