wielki ołtarz, będący arcydziełem sztuki, spaliły się najpiękniejsze kaplice i obrazy! Nabożeństwo odprawia się w dalszym ciągu, bo nie wszystko stało się pastwą płomieni, a nawet ocalało kilka bardzo pięknych ołtarzów; pomimo to, przypatrując się im, choć się podziwia ich ozdobność, nie sposób nie pamiętać o tych, co się spaliły, a należały do największych ozdób świątyni. Kto pamięta Kraków z przed roku 1890, temu dziś, gdy się znajdzie na jego bruku, mimowoli przypominają się słowa autora Irydyona, który chodząc po ulicach wiecznego miasta, w te słowa zwracał się do ruin starożytnej Romy: »Gdzie są postacie, które tak dumnie i wzniośle kroczyły dawniej po twoich siedmiu wzgórzach, o Rzymie? Gdzie patrycyusze twoi? Gdzie mówce twoi, panowie dusz tysiąców? Wszyscy zniknęli jedni po drugich. Przeszłość ich zagarnęła i, jak matka, tuli do łona. Nikt ich nie wydrze przeszłości«. Panowie dusz tysiąców! Żadne miasto polskie nie posiadało ich tylu, co Kraków do niedawna. Niestety, przeszłość ich zagarnęła, odeszli w tajemniczą krainę cieniów, a że stamtąd nikt nie powraca, więc i oni nie wrócą. Nie wróci Matejko, ani Asnyk, ani księżna Marcelina Czartoryska, ani Guyski, ani Rodakowski, ani Bliziński, ani kardynał Dunajewski, ani Paweł Popiel! Postradawszy ich, Kraków ogromnie stracił na uroku, choć mu go jeszcze dodają tacy jego stali mieszkańcy, jak Tarnowski, Klaczko, Kazimierz Morawski, Fałat, Żeleński, Jacek Malczewski, Estreicher i wielu innych.
Dzisiaj, wstąpiwszy do mleczarni przy ulicy Brackiej, nie spotkasz już, jak dawniej, owej sędziwej, czarno ubranej staruszki, która tu wpadała na szklankę kawy ze śmietanką, ażeby przy tej sposobności porozmawiać »z panią Julią«. Staruszka tą, niezmiernie ruchliwą i żywą, a z której wejściem zdawało się, że jakiś duch miłosierdzia wstępował w progi domu, była księżna Marcelina Czartoryska, ta sama, o której powiedziano pięknie, że gdy grała na fortepianie, to
Patrząc na nią, mimowoli doznawalo się niekłamanego wzruszenia na myśl, że ona była najlepszą i najulubieńszą ze wszystkich uczennic Chopina, że nikt, oprócz mistrza samego, nie grał jego utworów tak, jak ona, że czem Klaudyna Po-