Swoją drogą zdarzało mi się nieraz widzieć go w okolicznościach, które niezupełnie licowały z tym jakimś mistycznym urokiem, jakiego się dopatrywałem w jego osobie. Do takich sytuacyi należały np. kąpiele w Wiśle pod mostem Zwierzynieckim, gdzie go prawie codzień, podczas letniego semestru, widywałem kąpiącego się ze swym nieodstępnym famulusem Gorzkowskim... Trudno: po za swoją genialnością, która, niby świetlista aureola, opromieniała jego oblicze, a która jednocześnie, niby gorączka, trawiła jego wątłe ciało, był jeszcze zwykłym ludzkim organizmem, któremu wiślane kąpiele, niezawodnie przepisane przez doktorów, tylko dobrze zrobić mogły. Jakoż używał ich co dnia, przed godziną 9 rano, przed pójściem do pracowni, a ja, obserwując go, gdy się pluskał w mętnej wodzie, mimowoli myślałem o Wolterze, który się nazywał najchudszym z Francuzów; otóż, patrząc na Matejkę w stroju Adamowym, miałem przykre wrażenie, że on chyba był jeszcze chudszy od Woltera. W każdym razie był jeszcze chudszy od Asnyka, który także przychodził kąpać się o tej porze.
Tak było w lecie, podczas upałów. Z nadejściem zimy, a zwłaszcza z nadejściem karnawału, bywało gorzej: Matejko miał córki na wydaniu, dla których przedewszystkiem był ojcem. Jako taki, musiał zapominać niekiedy, czem jest dla społeczeństwa, jakie stanowisko zajmuje wśród swego narodu, i z hymnu zstępować do prostej powieści: z wyżyn, na które go wynosiła sztuka i jego posłannictwo duchowe, zstępować na zwykły padół ziemski, w zwykłej roli zwykłego ojca, który, mając dwie dorosłe córki, musi myśleć o tem — gdyż o tem nie mogła myśleć ich matka — ażeby się zabawiły w karnawale, żeby nie unikały sposobności, któreby im pozwoliły znaleść mężów. W tej ziemskiej roli, z którą mu tak było nie do twarzy, widziałem go niejednokrotnie, a nie zapomnę jednego balu w Sali Strzeleckiej, na którym z pięknemi pannami Matejkównemi, przybranemi w stylowe suknie według rysunku ojca, tańczyliśmy do godziny siódmej zrana, Matejko zaś, we fraku i w białym krawacie, siedział w kącie sali, patrzył, jak tańczyły, cieszył się ich powodzeniem, obserwował młodzież, która z niemi tańczyła, a po za tem nudził się, aż w końcu, nad ranem, drzémał. Nie umiem powiedzieć, dla czego, ale mi się serce krajało na jego widok, tak mi było żal tego geniusza, który, za-
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/342
Ta strona została przepisana.