któro, jak się wyraził, »Michał Anioł umieścił że tak powiem pod oknami«. Matejko słuchał z całą uwagą, nie tając swego zdziwienia, gdy się o Buonarottim dowiadywał rzeczy, o których nie słyszał przedtem, lub wtrącając swoje opinie o nim, gdy mu się coś wydawało inaczej. Nic potrzebuję dodawać, że wszystko, co mówił (a mówił cicho, głosem słabym), było wysoce charakterystyczne, a choć niekiedy brzmiało naiwnie, to jednak pobudzało do głębszego zastanowienia. Jakoż zdarzyło się kilkakrotnie, że z powodu jakiegoś pytania, zadanego przez Matejkę (który się przyznawał otwarcie, że o wielu szczegółach, dotyczących Michała Anioła i kaplicy Sykstyńskiej, słyszał po raz pierwszy) prof. Sokołowski, chcąc się przyczynić do rozjaśnienia niektórych wątpliwości mistrza, rozszerzał ramy zwykłego uniwersyteckiego wykładu, co miało te dobrą stronę, żeśmy się dowiadywali o rzeczach, o których w innych warunkach może nie dowiedzielibyśmy się od niego nigdy.
Cokolwiekbądź, wrażenie, któreśmy wynosili z tych »ćwiczeń praktycznych«, było niezmiernie miłe, a nawet podniosłe, niezależnie od tego, że należało do najniezwyklejszych: bo trudno nie zgodzić się na to, że słuchanie wykładów o takim artyście, jak Michał Anioł, przy współudziale takiego artysty, jak Matejko, nie było rzeczą zwykłą, przytrafiającą się codzień.
Zaprzeczyć się nie da również, że to chodzenie na wykłady o Michale Aniele, oczywiście wynikające z chęci dowiedzenia się czegoś nowego o nim, było wysoce znamiennem dla Matejki; że mistrz tej miary, co on, mógłby w tem widzieć niejakie uchybienie dla siebie: niejednemu, mniejszemu od niego, zdawałoby się, że takie uczęszczanie na wykłady uniwersyteckie razem ze studentami uwłaczałoby jego godności.
Matejko, którego przedewszystkiem cechowała niezwykła prostota w życiu i sposobie postępowania, nie zważał na takie w zględy; interesował się Michałem Aniołem, więc postanowił skorzystać z wykładów uczonego profesora, na które chodzili jego uczniowie, i chodził razem z nimi, towarzysząc im, gdy wychodzili ze Szkoły Sztuk Pięknych. Jak to charakteryzuje człowieka! Było to »pospolitowanie się«, na które nie zdobyłby się żaden z profesorów krakowskich, którzy, jeżeli nie są bez wad, to jedną mają przedewszystkiem, że zbyt grubym murem odgradzają się od młodzieży akademickiej. Nie zaszkodziłoby, gdyby się więcej »pospolitowali« z nią, tak jak to ze swymi
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/345
Ta strona została przepisana.