Skoro mowa o wierszach, i to wierszach pozostających w najściślejszym związku z malarstwem wogóle, a Matejką w szczególności, to mimowoli przypominają mi się te chwile moich krakowskich lat studenckich, które spędzałem na drugiem piętrze Szkoły Sztuk Pięknych, w pracowniach ówczesnej Majsterszuli.
Choć sam student, zawsze wolałem żyć z malarzami, niż z moimi kolegami z Czytelni Akademickiej, zawsze wolałem towarzystwo młodych artystów, niż młodych prawników i medyków. Stąd niezmiernie miłe wspomnienie tych »sjest renesansowych«, którym za tło służyły pracownie Radziejowskiego lub Tetmajera, a podczas których dyskutowano o sztuce, o Böcklinie i Meissonierze, czytano na głos L’oeuvre Zoli, śpiewano, gwizdano, deklamowano poezye, wypalano nieskończoną ilość papierosów, nie mówiąc już o różnych scenach »rodzajowych« z modelkami... Wszystko to odbywało się pod artystycznem godłem Evviva 1’arte! a choć było »kapitalnem w charakterze«, to nie zawsze zyskiwało aprobatę Matejki, którego pracownia także znajdowała się na drugiem piętrze. Nic oryginalniejszego, jak różnica atmosfery, panującej w pracowni »dyrektora«, a w pracowniach »młodych«: w majsterszuli panował duch modernizmu, kwitł duch natury i plein air ’u, a z wyjątkiem Radziejowskiego i Bergmana nikt nie malował obrazów historycznych, tymczasem w pracowni Matejki, który tak bolał nad tym »bezmyślnym« kierunkiem »młodych«, panowała przeszłość i »brudne światło pracowni«. Na Matejkę, choć wszyscy godzili się na jego geniusz, zapatrywano się przez pryzmat krytyk Witkiewicza, a gdy się zgadało o jego pracowni, zawsze się podkreślało jej mistyczną średniowieczność, którą przeciwstawiano słonecznej renesansowości majsterszuli. Matejko nie mógł sobie nie zdawać z tego sprawy, bo wystarczało mu obejść pracownie Tetmajera, Wodzinowskiego, Żelechowskiego lub Delaveaux, którzy malowali wyłącznie chłopów i pejzaże, pejzaże i chłopów, ażeby się przekonać ostatecznie, jak to młode pokolenie nie hołdowało jego podniosłym ideałom, jak bardzo z hymnu zstąpiło do prostej powieści. To też, kiedy zaglądał do majsterszuli, zwykle kończyło się na tem, że popatrzył na rozpoczęte obrazy, ale uwag nie czynił prawie żadnych. Jeżeli kiedy wyrzekł swoją opinię, to najczęściej żałował, że taki talent marnuje się na takie »bez-
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/348
Ta strona została przepisana.