myślne« tematy. Szczególniej obrazy Delaveaux i Tetmajera, którzy, pozostając pod wpływem Al. Gierymskiego, malowali sceny uliczne o zmroku z efektem gazowych świateł latarni, oburzały jego pojęcie piękna. Dla niego było to malarstwo kosmopolityczne, ateistyczne, i dlatego irytował się tylko, patrząc na te stimmung ’i i plein air ’y, których nie rozumiał. Jeszcze gdy malowano chłopów, był wyrozumialszy, bo nietylko odczuwał malowniczość sukman i kierezyj, ale w nich widział temat polski. To sprawiało, że mniej był przeciwny obrazom chłopskim, a jeżeli takim obrazem była Kołysanka lub Sielanka Tetmajera, to nawet był skory do pochwał. Nie znosił tylko brzydkich twarzy kobiecych: był to naturalizm, jego zdaniem, któremu mógł hołdować Bastien Lepage, ale któremu polski malarz hołdować nie powinien.
Pamiętam, że któregoś dnia, gdym siedział w pracowni »Tecia« Tetmajera, malującego wtedy Sielankę, słyszymy nagle, że ktoś puka do drzwi. Okazało się, że to był Matejko. »Tecio«, spostrzegłszy mistrza, w tej chwili włożył surdut, który uważał za zbyteczny podczas malowania, a tymczasem »pan dyrektor«, rozejrzawszy się po pracowni, podszedł do sztalug, na których wisiał już skończony prawie obraz, przyjrzał się mu, pochwalił to i owo, doradził kilka drobnych zmian w układzie, zaprotestował przeciwko kilku niebieskim plamom na twarzach parobczaka i dziewczyny, przyczem zauważył, że stanowczo ta ostatnia jest za brzydka do takiej Sielanki. Trudno przypuścić — mówił — żeby taki dziarski parobczak mógł się w ten sposób patrzeć na tak brzydką dziewuchę. Uwaga, według mnie, była całkiem słuszna. Ten sam zarzut dał się także odnieść i do Kołysanki, która w tej chwili znajdowała się na wystawie w Sukiennicach, a którą »pan dyrektor« chwalił wogóle. Kołysanka powstała w Monachium; a że Matejko sam kiedyś »nad Izarą« studyował pod Wagnerem, który był także mistrzem Włodzia Tetmajera, więc rozmowa zeszła na Monachium. Matejko wypytywał się o niektórych z tamtejszych malarzy‑polaków, przyczem oglądał inne zaczęte obrazy Włodzia, chwalił ich pomysły, korygował niektóre, i tak upłynął z kwadrans. Dla Włodzia, który w Matejce widział nietylko genialnego malarza, ale i swego przełożonego, był to kwadrans kłopotliwy dosyć, dla mnie jednak, który przez cały czas stałem z boku, z ciekawością przypatrując się wątłej
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/349
Ta strona została przepisana.