oświadczył nam (nie chcąc usiąść, co mu proponowano), że przyszedł z prośbą, abyśmy zechcieli obejrzeć jego świeżo ukończony obraz, który Matejko jutro ma przyjść obejrzeć i poprawić.
Obrazem tym — o czem wiedzieliśmy już przedtem — był właśnie jeden z owych jedenastu kartonów Matejki, przeznaczonych do auli politechniki lwowskiej. Matejko nie miał ich malować sam: porobił tylko szkice ołówkowe. Szkice te, rysowane na sporych arkuszach brystolu, mieli dopiero młodzi artyści przenosić na wielkie płótna. Otóż poczciwemu Strażyńskiemu, którego Matejko lubił za jego historyczno‑alegoryczny kierunek, dostał się karton, wyobrażający siłę Pary. »Po szynach kolei żelaznej — powiada o tym kartonie St. Tarnowski — pędzi na drezynie Ogień i ściska w objęciach Wodę, a ich dziecko Para ciągnie ich swoim szalonym pędem». Tak się przedstawiała ta kompozycya Matejki.
Kiedyśmy ją poszli obejrzeć do pracowni Strażyńskiego, doznaliśmy niemiłego rozczarowania, pomimo, że obraz, oglądany o zapadającym zmroku, tylko mógł zyskiwać na tym braku jaśniejszego światła. Stojąc przed ogromnem płótnem, które, wysokie aż pod sam sufit, »straszyło« dwiema nagiemi postaciami nagich olbrzymów, twardo odcinających się od niebieskawo‑sinego tła pejzażu, byliśmy mocno zakłopotani tym »bohomazem«, a przypatrując się mu, przedewszystkiem staraliśmy się robić bonne mine au mauvais jeu, żeby nie dać poznać po sobie, jak dalece nie byliśmy zachwyceni. Bo chyba nie potrzebuję dodawać, iż wrażenie wypadło na niekorzyść twórcy! Patrząc na to poronione dzieło, mimowoli myślało się o pięknych kompozycyach fortepianowych, które w tak nieudolny sposób przerobiono na orkiestrę, że w transkrypcyi zatraciła się nietylko piękność, ale i melodya pierwowzoru. Sam pomysł, choć niełatwy do odgadnięcia, jeżeli się nie wiedziało, co wyobrażają te nagie giganty na drezynie kolejowej, nie był zły, owszem, odznaczał się prawdziwie Matejkowską siłą i rozmachem, ale wykonanie było — jak się wyraził Włodzio — poprostu skandaliczne: wszystko, począwszy od nagich kształtów całej grupy, a skończywszy na szynach, drezynie i krajobrazie z pochmurnem niebem, było wylizane, martwe, blaszane, w rysunku twarde, a malowane z równą nieudolnością, jak sumiennością. Według mnie, któremu lite-
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/351
Ta strona została przepisana.