Są rodzaje talentów, które się podejrzywa o wszystko, tylko nie o humor. Są artyści, których sobie nie wyobrażamy inaczej, jak »z ponurą walką myśli na czole«, artyści, których cała twórczość zdaje się być — i jest — wyrazem jakiejś wewnętrznej tragedyi, rozgrywającej się w ich łonie, a która, jak mroźny wicher bajkalski, ścina choćby cień uśmiechu na ustach. Myśl ich, jak wyraz ich twarzy, jest zawsze poważna, często ponura; na ustach ich, zwykle wykrzywionych cierpieniem — cierpieniem za miliony — nigdy nie osiada uśmiech. Takim był Dante, takim był Michał Anioł. Kiedy myślimy o nich, mimowoli myślimy o ich »tragedyi« (którą tak wspaniale wytłómaczył autor Wieczorów Florenckich). Są to duchy tragiczne, a tak wzniosłe, tak pełne »wielkiej tragedyi powagi i ciszy greckiej«, że nawet wyraz dramat jest niedość wymownym, gdy chodzi o określenie tych tytanicznych zapasów, w jakich te dusze wielkie, nieskłonne do ugięcia się, a trawione wewnętrznym ogniem, łamały się niejednokrotnie.
Do tejże kategoryi geniuszów‑tytanów, których wielkość i powaga wykluczają wszelką myśl o pogodnym humorze, na leżał również i Matejko. Myśląc o nim, o jego obrazach, odrazu odgadujemy uczucie, które te genialne malowidła natchnęło, a to uczucie, wyzierające z każdego płótna, z każdego szkicu twórcy Kazania Skargi i Rejtana, było niemniej wzniosłą i wielką tragedyą, jak tragedya Michała Anioła lub Dantego. I on bowiem, jak Krasiński, mógł powiedzieć o sobie, że »jak Dant,
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/370
Ta strona została przepisana.
III.
MATEJKO JAKO HUMORYSTA.